Aaron
- Czy mi się zdaję, czy forma ci spadła?
- Ma rację, opuściłeś się.
- Jutro zabieram cię na morderczy trening. A dziś... postaraj się nie przegrać.
- Szczęście, że Buehl z ciebie nie zrezygnował. Wylewałem siódme poty, przekonując go, że jesteś absolutnie najlepszy. Na drugi raz nie ignoruj go z łaski swojej.
Wymieniali zdania Ian i Chuck, wiążąc owijki na moich pięściach. Cholernie mnie drażnią swoją paplaniną.
- Lokum jest lepsze niż poprzednie, co? Mam nadzieję, że gliny nie prędko zrobią kolejny nalot, bo kurewsko mi się tu podoba. Widzieliście klatkę?
- Trochę ciasna, ale przynajmniej nie będzie musiał go gonić, co nie Aaron? - Chuck trącił mi ramię i wybuchnął śmiechem.
- Ta - odpowiadam krótko, czym powoduję, że milką skonsternowani.
Czuję na sobie ich spojrzenia i niezidentyfikowany ciężar na barkach. Opuszczam ręce na kolana, zadzierając wysoko podbródek, by gapić się w nisko usadowiony sufit. Mam wrażenie, że zniża się coraz bardziej.
- Stary, co z tobą? Od paru dni jesteś chodzącym trupem. Nie masz...
- Słabo sypiam.
Ponownie zapada chwilowa cisza.
- To się musi skończyć. Nie da się z tobą nawet normalnie pogadać - mówi Ian, nie dostając mojej odpowiedzi. - Kurwa, o tym właśnie mówię. - Unosi zrezygnowany ręce i odchodzi dwa metry dalej.
Wstaję gwałtownie i zmierzam w stronę głównej sali, ogarnięty nagle potężną złością. Impulsywnie kopię krzesło na mojej drodze, które wyłamuje jedną nogę po zderzeniu ze ścianą.
- Aaron, stój! - Krzyczy Chuck, ale nie reaguję. - Stój! Wiesz, że nie możesz walczyć, gdy jesteś wkurwiony! Opanuj się! - Dobiega do mnie niespodziewanie i chwyta za bark.
Natychmiast odpycham go i wychodzę z pomieszczenia, słysząc gong startowy.
Wchodzę do klatki nie zainteresowany tłumem, który ją otacza. Przede mną przeciwnik równy mi wzrostem i wagą. Tylko tyle potrzebuję informacji, by ocenić... Właściwie, pierdole to.
Podchodzę do niego szybkim krokiem gotów powalić go jednym ciosem, by później zostawić mu w prezencie parę trwałych blizn. Nie obchodzi mnie w tym momencie, jak to zrobię. Muszę się rozładować, muszę go zniszczyć, muszę...
Prawy sierpowy inicjuje moje spotkanie z deskami ringu. Kurrwa. Słyszę wiwat i znajome krzyki, gdzieś jakby w oddali za grubym murem. Moje rzęsy wachlują po białej macie, którą po sekundzie brudzę wyplutą krwią.
Natychmiast wstaję. Nie zdążam się jednak wyprostować, gdy dostaję z kolana w brzuch i znów upadam. Wzrok i słuch w końcu się wyostrzają, więc teraz trzeźwo odbieram sytuację. A sytuację mam zajebiście marną, co dodatkowo podpowiadają mi reakcje Iana oraz Chucka.
Znów wstaję pełen furii, którą tym razem staram się opanować i obejmuję taktykę. Nie mogę się skupić. Nigdy nie przeszkadzały mi tak owacje widowni, jak w tej chwili. Mimo to udaje mi się zmylić rywala i uderzam go łokciem między łopatki. Nie przewraca się jednak, a szybko oddaje cios pięściom. Kolejny raz w ten sam policzek.
Zaciskam zęby oparty o siatkę klatki, znów szukając wzrokiem sufitu. Oślepia mnie jednak wielki reflektor tuż nad moją głową. Niezamierzanie wraca do mnie myśl o wietrze, który porywa nasiona kwiatów, lecz nie pozwala im osiąść w ziemi, by zakiełkować. To by sprzeczało się z moją chorą teorią o zataczaniu kręgów przez wszystko oraz przesz wszystkich na tym świecie.
Zdaję sobie sprawę, że nie miałem co do tego racji.
- Hogan! - Dobiega mnie nagle głos Iana. - Rusz się!
Racja.
Przytomnieje już o wiele bardziej opanowany i w ostatniej chwili blokuje cios przeciwnika. Następnie serię uderzeń wieńczę decydującym kopnięciem, o mało nie skręcając przy tym karku poległemu.
Schodzę zwycięsko z ringu, tłum szaleje, Chuck z Ianem skaczą i klepią mnie po plecach. Scenka, jak z pieprzonego filmu.
- Było blisko, panie Hogan - powtórzył teatralnie Chuck słowa Cheddera Buehla, gdy tylko ten wyszedł.
- Bo było - wtrącił poważnie Ian. - Od jutra zaczynasz ostry trening.
- Podejrzewamy, że opuściłeś się przez tą małą. Pamiętaj, co jest najważniejsze - dopowiedział Chuck.
- Nie opuściłem się, a ta mała nie mieszka ze mną od czterech dni.
- I dobrze. Może w końcu zaczniesz być fair w stosunku do mojej siostry. - Ian apodyktycznie wsparł ręce po bokach.
On chyba nie rozumie naszej relacji i wyobraża sobie za dużo. Zresztą, tak jak Scarlett. W każdym razie, tym co powiedział przywołał wszystkie moje wspomnienia dotyczące Cary i tego, co robiliśmy. Zalewają moją głowę odkąd odeszła, ale nie dopuszczam do siebie myśli, że to właśnie przez nie nie mogę zasnąć do późnych godzin w nocy.
Pieprzyć to.
- Jedziemy do ciebie? - pytam Iana.
Po czterdziestu minutach zatrzymuje się pod bogatą kamienicą i parkuję samochód tuż pod oknem przyjaciela.
Część kamienicy, jaką zamieszkują jest co prawda wąska, ale posiadająca dwa piętra. Lubię na nią patrzeć, ponieważ z zewnątrz wygląda równie zjawiskowo, co w środku. I gdy sunę wzrokiem po czerwonej cegle w oknie dostrzegam Scarlett, która jak zwykle uśmiecha się słodko i zapraszająco.
Blondyn wpuszcza nas do środka, informując, że jego schorowana matka powinna już spać oraz żebyśmy nie robili dużego hałasu. Gdy przekraczam z chłopakami próg domu od razu dobiega nas zapach... czegoś naprawdę smacznego.
- Kto ma ochotę na lazanię i piwo? - woła z kuchni Ian, na co wraz z Chuckiem odpowiadamy jednogłośnie - my!
Nie idę jednak za kolegą do jadalni, tylko czmycham po schodach na pierwsze piętro zachęcony przyjaznym uśmiechem Scarlett. Ostatnio widziałem ją cztery dni temu, kiedy to spławiłem ją dość... niegrzecznie, więc teraz chętnie spędzę z nią czas.
Przechodzę obok sypialni ich matki najciszej jak potrafię, po czym powoli otwieram drzwi do pokoju dziewczyny. Wchodzę dyskretnie z zamiarem przestraszenia jej, kiedy...
- Bu! - Piszczy i wskakuje mi na plecy niespodziewanie na tyle, że udaje jej się mnie zaskoczyć.
- Lett...
- Cześć mój włamywaczu. - Całuje mnie w podbity policzek, przez co syczę z bólu. Dziewczyna widząc to, natychmiast staje mi na przeciw i przygląda się z niesmakiem. - Znowu...
- Wiesz, że tym się zajmuję.
- Nie. Nie chcę słuchać o tym całym gównie w jakim siedzisz wraz z Ianem. Wiesz, że tego absolutnie nie popieram.
- Więc lepiej ci udawać przed samą sobą i przed znajomymi, że robimy za księgowych? - pytam z lekkim poirytowaniem.
Oburza się i opiera o ścianę na drugim końcu pokoju, krzyżując ręce na piersiach. Jest ubrana w szare leginsy do kolan i różową bluzę.
- To jest pojebane i... po prostu nie opowiadaj mi o tym. - Spogląda przez uchylone okno.
Odpuszczam temat, nawet nie chcąc go kontynuować. Pragnę od niej trochę zabawy czy przyjemności, relaksu, którego tak mi brakuje. Chyba dostrzega to w moim spojrzeniu, bo wyraz jej twarzy łagodnieje i przyjmuje otwartą postawę, gdy powoli się zbliżam.
- Czy chcesz coś nadrobić? - pyta z przekąsem, bawiąc się długimi karmelowymi włosami.
Uśmiecham się.
- Mi też się już troszkę nudziło bez ciebie - mówi, wychodząc naprzeciw.
- Tak? - Unoszę brwi, po czym w końcu łapię ją w objęcia i zaczynam całować.
Ona robi wolne ruchy, dotykając mnie łagodnie, muskając lekko skórę szyi opuszkami palców. Wytwarza bardzo spokojną, niemal romantyczną atmosferę, która... nie do końca mi odpowiada. Jej pocałunki tak lekkie, prawie w ogóle nie miażdżące moich ust, są jak podmuch słabego wiatru. Nawet zapach dziewczyny zdaje się być ulotny i nie pobudzający. A na to wszystko przychodzi niewinny chichot, który wtrąciła już dwa razy.
Zaczyna być nudno. Jest tak wolno, leniwie... Postanawiam dodać trochę mojej pikanterii.
Chwytam ją jedną ręką za szyję, a drugą za włosy i popycham na ścianę.
- Ała.
Udaję, że nie słyszę. Wdzieram się językiem do jej ust, za czym kompletnie nie nadąża. Lett, co jest, przecież potrafisz lepiej. Wsuwam dłonie wpierw pod bluzę dziewczyny, by potem złapać ją za pośladki i ostro przysunąć do własnych bioder. Albo to ja zasmakowałem czegoś lepszego...
- Powiedziałam ała!- Odepchnęła mnie. - Możesz być bardziej delikatny? Albo choć raz nie zachowywać się, jak zwierzak? Wszystko psujesz.
Nie potrafię ukryć zdumienia, ani zrozumieć, jaki ma właśnie problem. Już i tak wystarczająco się przy niej hamuję, zgadzając się na ten sam, zwykły i banalny seks.
- Chcesz, żebym pieszczotliwie głaskał cię po policzku i pytał, czy mogę zdjąć ci stanik? - Prycham z niedowierzaniem.
- Czasami byłoby to miłe.
Co?
Dlaczego wcześniej nie zauważyłem, jak różne mamy upodobania seksualne, gdzie tylko ten aspekt nas łączył? Owszem, momentami bywało bardzo przyjemnie i ciekawie, ale to było coś schematycznego. Gdy chciałem spróbować trochę innego podejścia, ona za każdym razem narzekała.
- W tym przypadku nie mogę dać ci tego, co...
Nagle przerwał mi dźwięk zbijanej szyby oraz alarm, dobiegający za uchylonego okna, przez które natychmiast oboje wyjrzeliśmy. Potrafiłem dostrzec potłuczone kawałki szkła przy moim samochodzie.
- Chyba ktoś...
Nie czekając na hipotezę Scarlett szybko zbiegam na dół, mijając zajadających się chłopaków. Błyskawicznie znajduję się na zewnątrz, wypatrując sprawcy. O tak później porze jednak ulice są całkiem puste. Podchodzę więc do auta od strony kierowcy, gdzie szyba w drzwiach pozostawiła po sobie ostre kawałki. Odblokowuję Jeepa, uciszając tym samym alarm i zaglądam do środka.
Na siedzeniu zastaję kartkę z krzywym napisem:
Natychmiast wstaję. Nie zdążam się jednak wyprostować, gdy dostaję z kolana w brzuch i znów upadam. Wzrok i słuch w końcu się wyostrzają, więc teraz trzeźwo odbieram sytuację. A sytuację mam zajebiście marną, co dodatkowo podpowiadają mi reakcje Iana oraz Chucka.
Znów wstaję pełen furii, którą tym razem staram się opanować i obejmuję taktykę. Nie mogę się skupić. Nigdy nie przeszkadzały mi tak owacje widowni, jak w tej chwili. Mimo to udaje mi się zmylić rywala i uderzam go łokciem między łopatki. Nie przewraca się jednak, a szybko oddaje cios pięściom. Kolejny raz w ten sam policzek.
Zaciskam zęby oparty o siatkę klatki, znów szukając wzrokiem sufitu. Oślepia mnie jednak wielki reflektor tuż nad moją głową. Niezamierzanie wraca do mnie myśl o wietrze, który porywa nasiona kwiatów, lecz nie pozwala im osiąść w ziemi, by zakiełkować. To by sprzeczało się z moją chorą teorią o zataczaniu kręgów przez wszystko oraz przesz wszystkich na tym świecie.
Zdaję sobie sprawę, że nie miałem co do tego racji.
- Hogan! - Dobiega mnie nagle głos Iana. - Rusz się!
Racja.
Przytomnieje już o wiele bardziej opanowany i w ostatniej chwili blokuje cios przeciwnika. Następnie serię uderzeń wieńczę decydującym kopnięciem, o mało nie skręcając przy tym karku poległemu.
Schodzę zwycięsko z ringu, tłum szaleje, Chuck z Ianem skaczą i klepią mnie po plecach. Scenka, jak z pieprzonego filmu.
- Było blisko, panie Hogan - powtórzył teatralnie Chuck słowa Cheddera Buehla, gdy tylko ten wyszedł.
- Bo było - wtrącił poważnie Ian. - Od jutra zaczynasz ostry trening.
- Podejrzewamy, że opuściłeś się przez tą małą. Pamiętaj, co jest najważniejsze - dopowiedział Chuck.
- Nie opuściłem się, a ta mała nie mieszka ze mną od czterech dni.
- I dobrze. Może w końcu zaczniesz być fair w stosunku do mojej siostry. - Ian apodyktycznie wsparł ręce po bokach.
On chyba nie rozumie naszej relacji i wyobraża sobie za dużo. Zresztą, tak jak Scarlett. W każdym razie, tym co powiedział przywołał wszystkie moje wspomnienia dotyczące Cary i tego, co robiliśmy. Zalewają moją głowę odkąd odeszła, ale nie dopuszczam do siebie myśli, że to właśnie przez nie nie mogę zasnąć do późnych godzin w nocy.
Pieprzyć to.
- Jedziemy do ciebie? - pytam Iana.
Po czterdziestu minutach zatrzymuje się pod bogatą kamienicą i parkuję samochód tuż pod oknem przyjaciela.
Część kamienicy, jaką zamieszkują jest co prawda wąska, ale posiadająca dwa piętra. Lubię na nią patrzeć, ponieważ z zewnątrz wygląda równie zjawiskowo, co w środku. I gdy sunę wzrokiem po czerwonej cegle w oknie dostrzegam Scarlett, która jak zwykle uśmiecha się słodko i zapraszająco.
Blondyn wpuszcza nas do środka, informując, że jego schorowana matka powinna już spać oraz żebyśmy nie robili dużego hałasu. Gdy przekraczam z chłopakami próg domu od razu dobiega nas zapach... czegoś naprawdę smacznego.
- Kto ma ochotę na lazanię i piwo? - woła z kuchni Ian, na co wraz z Chuckiem odpowiadamy jednogłośnie - my!
Nie idę jednak za kolegą do jadalni, tylko czmycham po schodach na pierwsze piętro zachęcony przyjaznym uśmiechem Scarlett. Ostatnio widziałem ją cztery dni temu, kiedy to spławiłem ją dość... niegrzecznie, więc teraz chętnie spędzę z nią czas.
Przechodzę obok sypialni ich matki najciszej jak potrafię, po czym powoli otwieram drzwi do pokoju dziewczyny. Wchodzę dyskretnie z zamiarem przestraszenia jej, kiedy...
- Bu! - Piszczy i wskakuje mi na plecy niespodziewanie na tyle, że udaje jej się mnie zaskoczyć.
- Lett...
- Cześć mój włamywaczu. - Całuje mnie w podbity policzek, przez co syczę z bólu. Dziewczyna widząc to, natychmiast staje mi na przeciw i przygląda się z niesmakiem. - Znowu...
- Wiesz, że tym się zajmuję.
- Nie. Nie chcę słuchać o tym całym gównie w jakim siedzisz wraz z Ianem. Wiesz, że tego absolutnie nie popieram.
- Więc lepiej ci udawać przed samą sobą i przed znajomymi, że robimy za księgowych? - pytam z lekkim poirytowaniem.
Oburza się i opiera o ścianę na drugim końcu pokoju, krzyżując ręce na piersiach. Jest ubrana w szare leginsy do kolan i różową bluzę.
- To jest pojebane i... po prostu nie opowiadaj mi o tym. - Spogląda przez uchylone okno.
Odpuszczam temat, nawet nie chcąc go kontynuować. Pragnę od niej trochę zabawy czy przyjemności, relaksu, którego tak mi brakuje. Chyba dostrzega to w moim spojrzeniu, bo wyraz jej twarzy łagodnieje i przyjmuje otwartą postawę, gdy powoli się zbliżam.
- Czy chcesz coś nadrobić? - pyta z przekąsem, bawiąc się długimi karmelowymi włosami.
Uśmiecham się.
- Mi też się już troszkę nudziło bez ciebie - mówi, wychodząc naprzeciw.
- Tak? - Unoszę brwi, po czym w końcu łapię ją w objęcia i zaczynam całować.
Ona robi wolne ruchy, dotykając mnie łagodnie, muskając lekko skórę szyi opuszkami palców. Wytwarza bardzo spokojną, niemal romantyczną atmosferę, która... nie do końca mi odpowiada. Jej pocałunki tak lekkie, prawie w ogóle nie miażdżące moich ust, są jak podmuch słabego wiatru. Nawet zapach dziewczyny zdaje się być ulotny i nie pobudzający. A na to wszystko przychodzi niewinny chichot, który wtrąciła już dwa razy.
Zaczyna być nudno. Jest tak wolno, leniwie... Postanawiam dodać trochę mojej pikanterii.
Chwytam ją jedną ręką za szyję, a drugą za włosy i popycham na ścianę.
- Ała.
Udaję, że nie słyszę. Wdzieram się językiem do jej ust, za czym kompletnie nie nadąża. Lett, co jest, przecież potrafisz lepiej. Wsuwam dłonie wpierw pod bluzę dziewczyny, by potem złapać ją za pośladki i ostro przysunąć do własnych bioder. Albo to ja zasmakowałem czegoś lepszego...
- Powiedziałam ała!- Odepchnęła mnie. - Możesz być bardziej delikatny? Albo choć raz nie zachowywać się, jak zwierzak? Wszystko psujesz.
Nie potrafię ukryć zdumienia, ani zrozumieć, jaki ma właśnie problem. Już i tak wystarczająco się przy niej hamuję, zgadzając się na ten sam, zwykły i banalny seks.
- Chcesz, żebym pieszczotliwie głaskał cię po policzku i pytał, czy mogę zdjąć ci stanik? - Prycham z niedowierzaniem.
- Czasami byłoby to miłe.
Co?
Dlaczego wcześniej nie zauważyłem, jak różne mamy upodobania seksualne, gdzie tylko ten aspekt nas łączył? Owszem, momentami bywało bardzo przyjemnie i ciekawie, ale to było coś schematycznego. Gdy chciałem spróbować trochę innego podejścia, ona za każdym razem narzekała.
- W tym przypadku nie mogę dać ci tego, co...
Nagle przerwał mi dźwięk zbijanej szyby oraz alarm, dobiegający za uchylonego okna, przez które natychmiast oboje wyjrzeliśmy. Potrafiłem dostrzec potłuczone kawałki szkła przy moim samochodzie.
- Chyba ktoś...
Nie czekając na hipotezę Scarlett szybko zbiegam na dół, mijając zajadających się chłopaków. Błyskawicznie znajduję się na zewnątrz, wypatrując sprawcy. O tak później porze jednak ulice są całkiem puste. Podchodzę więc do auta od strony kierowcy, gdzie szyba w drzwiach pozostawiła po sobie ostre kawałki. Odblokowuję Jeepa, uciszając tym samym alarm i zaglądam do środka.
Na siedzeniu zastaję kartkę z krzywym napisem:
"Zaoferujesz więcej
niż policja za
swoją sukę?"
~***~
Postanowiłam szybko się zrehabilitować i dodać następny, nieco dłuższy rozdział.
Co sądzicie??
;)
OdpowiedzUsuńRozpieszczasz nas dwoma rozdziałami w tak krótkim czasie-ale nie narzekam,CHCE WIĘCEJ! PROSZĘ,nie daj nam czekać na następnym aż tak długo jak na poprzednie.. Życzę weny.
OdpowiedzUsuńPodpisuję się pod powyższą opinią. Chcę więcej😀
OdpowiedzUsuńTak, ja też chcę więcej!! Zdecydowanie!!! Jestem strasznie ciekawa, jak to się teraz potoczy... i czy Aaron pomoże Carze, bo zakładam, że ją porwali czy coś... Chcę już wiedzieć! :o :P
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać już ;-;
OdpowiedzUsuńCzekamy i czekamy :)
OdpowiedzUsuńMr Green Casino & Gaming | DrMCD
OdpowiedzUsuńMr Green Casino & Gaming 보령 출장샵 (MCD) is a leading provider of entertainment, gaming, and 고양 출장안마 gaming experience. The award winning 과천 출장마사지 brand, with over 100 slot 경상북도 출장마사지 games 진주 출장샵