sobota, 5 listopada 2016

Rozdział 9

  Cara
   - Stój - mruknął, widząc jak przechodzę przez salon do wyjścia. - Powiedziałem stój! - ryknął, kiedy nie zareagowałam.
   Byłam już przy drzwiach, niemal czując na policzkach zimne powietrze nocy. Byłam już wyobraźnią w ciepłym motelu, gdzieś kilkadziesiąt, kilkaset przecznic stąd.
   - Odsuń się - rozkazałam cicho, z mocą, podczas gdy bezczelnie stanął mi w przejściu.
   - Zostajesz.
   - Mówię wypierdalaj.
   Na to popycha mnie lekko, lecz wiem, że jest gotów zrobić to mocniej jeśli będzie trzeba.
   Od środka rozpiera mnie najgorsza złość i najgłębszy żal, a mimo to udaje mi się utrzymać emocje na wodzy.
    - Gdzie niby pójdziesz?
   Spojrzał z pogardą, jakiej nienawidzę.
   - Byle dalej od takiego ścierwa i gówna jakim jesteś ty. Przepuść mnie w tej chwili.
   Ignoruje mój jadowity ton i słowa.
   - Powiedz mi, dlaczego dziewica udaje dziwkę?
   - Myślisz, że gdyby było inaczej mógłbyś mnie prawnie wyruchać? - Nie czekam na odpowiedź, która w każdej postaci zbliży mój ostatni posiłek do gardła.
   Wymijam go, od razu sięgając klamki. Szarpię za nią lecz drzwi ani drgną.
   Oczywiście...
   Moje wcześniejsze wyobrażenia na temat bycia daleko od tego miejsca rozpryskują się okrutnie po kolei. Czuję jak dopada mnie bezsilność. Mam dość obecności tego gwałciciela i zapachu skórzanych foteli w salonie. Wszystko przytłacza mnie na tyle, że opieram głowę o drewno drzwi i jedyne co jestem w stanie zrobić to zamknąć oczy. Czyniąc to, mam nadzieję, że wszystko zaraz zniknie, że przeniosę się gdzieś, gdzie pozostaną we mnie tylko dobre emocje.
   - Nie wiedziałem.
   Że co...? Nie pozwoliłeś mi dojść do słowa ty... Nie mam już sił na skierowanie do niego jakiejkolwiek obelgi. Lub też skończyła mi się ich lista.
   - Po prostu otwórz drzwi - szepczę.
   Nagle czuję jego dłoń na swoim ramieniu, przez co natychmiast się wzdrygam. Poruszam się tak, by mnie nie dotykał i dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że policzki mam mokre od pierdolonych łez.
   - Nic ci nie zrobię.
   - To by była nowość. Otwórz drzwi.
   - Jak to uczynię pojedziesz do jakiegoś zapchlonego motelu, a na drugi dzień tam wrócisz.
   - To nigdy nie było twoją sprawą.
   - Pogadajmy.
   - Otwórz te drzwi.
   - Twoje miejsce nie jest w klubie ze striptizem. Nie jesteś kurwą. Myliłem się
   - Powinieneś o tym pomyśleć zanim wepchnąłeś we mnie swojego wielkiego...
   Przez chwilę nic nie odpowiadał. Kątem oka obserwowałam tylko jego opadającą i unoszącą się klatkę piersiową.
   - Fakt, mógł narobić poważnych szkód. Zawiozę cię do szpitala, jeśli... - Znów złapał mnie za ramię, chcąc bym na niego spojrzała. - Odwróć się.
   Cały czas opieram czoło o drzwi, a z otwartych oczu powoli, nie śpiesznie kapią słone oznaki słabości, których w tej chwili nienawidzę równie jak Hogana.
   - Nie bawmy się w troskliwego brutala i uległą owcę. Nie będę twoją ofiarą. Po prostu, kurwa, otwórz te drzwi! - Odwracam się w końcu i patrzę mu prosto w twarz.
   Niemal wyzywająco świdruje go wzrokiem, a Aaron jakby... mięknie. Marszczy brwi, spuszcza głowę, zupełnie jakby było mu wstyd. I prawie bym w to uwierzyła. Prawie, gdyż zdążyłam go poznać na tyle, by wiedzieć, że ten mężczyzna nie kieruje się współczuciem.
   - Grajmy w otwarte karty, Cara. - Zadziera wysoko podbródek i patrzy na mnie spod przymrużonych powiek. - Jakie masz problemy? Czemu musisz tam pracować? Co robiłaś porzucona przy drodze? - pyta ostatecznie.
   A więc to tylko ciekawość go zżerała. Jak mogłabym pomyśleć inaczej.
   Nagle nasza uwagę przykuwają niebieskie migające światła wpadające przez okno do środka domu. Bardzo charakterystyczne światła, które sygnalizowały zdecydowanie jedno - gliny.
   Obydwoje natychmiast przenosimy spojrzenia na wizjer elektroniczny, którego ekran ukazał radiowóz stanowej policji. Zamarłam. Wspomnienia sprzed miesiąca storpedowały moje uśpione sumienie i odtworzyły się boleśnie w wyobraźni.
   Tak często starałam się ignorować i zapomnieć to, co zrobiłam, że niemal udolnie wyleciało mi to z głowy.
   Posłałam przerażone spojrzenie Aaronowi. Wiedziałam, byłam pewna, że przyjechali po mnie.
   - O co chodzi? Zadzwoniłaś po nich? - spytał pośpiesznie.
   - Nie wiem skąd wiedzieli, gdzie mnie znaleźć... - mówiąc to, od razu dotarło do mnie, kto jeszcze wiedział o moim pobycie tutaj.
   Diana.
   - Ja...
   Poczułam wewnętrzną histerię na myśl pójścia do więzienia, po tak długim uciekaniu. Hogan musiał to wyczytać z moich szeroko otwartych oczu, bo powiedział tylko:
   - Tylne wyjście, szopa.

Aaron
   - Tak?
   Jak ja nienawidzę tych przeklętych mundurów wymagających fałszywej uprzejmości.
   - Aspirant Gudowsky, aspirant Deckmell. - Przedstawili się dwaj starsi policjanci nie zwykli bawić w dodatkowe uprzejmości. 
   - W jakiej sprawie?
   - Szukamy osiemnastoletniej dziewczyny podejrzanej o morderstwo. - Jeden z nich wyciągnął zdj z kieszeni i podstawił mi pod nos. - Przedstawia się jako Cara Lotty. Dostaliśmy zgłoszenie o jej zamieszkaniu w tych okolicach. 
   Najpierw dotarło do mnie mocno podkreślone słowo morderstwo, później uświadomiłem sobie kto jest szeroko uśmiechniętą blondynką na fotografii, a następnie nazwisko dziewczyny trzykrotnie zabrzmiało w mojej głowie.
   Jakieś cztery razy zadałem sobie również pytanie, czy mówimy o tej samej nastolatce. Dwa razy zastanowiłem się jakim sposobem kogoś zabiła. I w końcu raz odtworzyłem w myślach twarz dziewczyny, której kazałem ukryć się w szopie.
   - Mieszkam sam.
   - Możemy się rozejrzeć?
   Podziękowałem w myślach za jej próbę opuszczenia domu. Przynajmniej spakowała swoje rzeczy do torby, którą ma przy sobie i dzięki temu psy niczego nie znajdą.
   A przynajmniej nie powinni.
   - Nie mam nic do ukrycia. Proszę bardzo. - Otwieram szerzej drzwi.
  Ci wchodzą i po kolei zaczynają przeglądać każde pomieszczenie, przy których dopada mnie obawa, czy przypadkiem czegoś nie zostawiła. Szczoteczka do zębów w pokoju gościnnym? Nie ściągnięte pranie w łazience? Uchylone tylne drzwi wyjściowe, czy też...
   - Damskie stringi - stwierdza jeden mundurowy w mojej sypialni, wskazując na kant komody.
   Niestety tu nie miała okazji ich zostawić.
   - Należą do mojej dziewczyny. Jutro tu będzie. Możecie przyjść i jej zapytać. - Opieram się beztrosko o ścianę i patrzę wnikliwie na dwóch irytujących mnie facetów przed pięćdziesiątką. Nie mam pojęcia co robi Lotty. Może uciekła? Chcę natychmiast wszystkiego się od niej dowiedzieć. - Jeśli mogę... Nie znam tej dziewczyny i nigdy jej nie widziałem. A proszę mi wierzyć, zapamiętuję ładne kobiety. - Uśmiecham się przekonująco. - Jako dobry obywatel, ceniący sobie spokój i bezpieczeństwo, od razu zadzwonię, gdy tylko ją gdzieś ujrzę.
   Policjanci wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia, po czym jeden podszedł bez słowa i dał mi wizytówkę. Pożegnałem ich grzecznie przy drzwiach, które na powrót zamknąłem.
   Dobra, za tą grę aktorską powinienem dostać pieprzoną nagrodę z górnej półki.
   Czekam aż odjadą.
   Biorę kilka głębokich wdechów.
   Potem szybkim krokiem kieruję się do tylnych drzwi.
   Wychodzę na zewnątrz i moim oczom od razu ukazuje się właśnie wychodząca ze skrytki Cara.
   Zauważa mnie.
   Zaczyna biec w stronę ulicy, na co momentalnie dopadam do niej i łapię ją pod łokieć.
   - Nie! Nie! NIE!!! - krzyczy przestraszona.
   - Zamknij się. Odjechali, niczego nie podejrzewając.
   Na chwilę zatrzymała na mnie spojrzenie, sprawdzając czy kłamię. W mroku nie widziałem błękitu jej oczu, a jedynie odbijające się w nich pojedyncze światełka nadziei.
   - A teraz idziemy sobie wszystko wyjaśnić - oznajmiam, ciągnąc ją do środka.
   - Nigdzie z tobą nie idę. - Wyszarpała rękę. - Odpuść. Daj mi spokój. 
   - Żartujesz? Właśnie kryłem cię przed policją. Chyba nie zdajesz sobie sprawy, co mi powiedzieli.
   - Zdaję sobie sprawę! Tak, i to bardzo zdaję sobie sprawę! - Wydaje się z siebie nieopisany odgłos rozpaczy. - Zabiłam swojego ojca, zadowolony? - Kiwa głową. - Wysłałam go do piekła! Zrobiłam to!
   Nie jestem nawet zdolny upomnieć ją, by nie krzyczała. Oszołomienie wryło mnie w ziemię na tyle, że potrafię tylko patrzeć, jak wyjmuje z torby papierosa i odpala go niezręcznie długo. Jej smukłe palce miażdżą filtr.
   - Wcześniej nie mogłam nic zrobić. Byłam za mała. Ale gdy dwa miesiące temu przyprowadził do domu kolejną sześcioletnią dziewczynkę... - Z jej piersi wydobył się niekontrolowany szloch połączony z gęstym dymem. - Po prostu, po prostu ogłuszyłam go czymś ciężkim. Zaczął krwawić. Przywiązałam go do krzesła. - Przerwała, by znów się zaciągnąć. - I zostawiłam go w piwnicy, żeby tam... sam zdechł. - Wyrzuciła na wpół nie skończoną fajkę i zaczęła ją deptać, szepcząc pod nosem: - Jestem potworem, mordercą.
   Jej zachowanie ocierało o załamanie psychiczne.
   - Nie. - Wydusiłem w końcu z siebie z nadzieją, że dalsze słowa przyjdą mi łatwo, po tym co się właśnie dowiedziałem. -  On był większym. Spójrz ile dzieci przed nim uratowałaś. Dobrze postąpiłaś. A jeśli te pały chcą cię za to zamknąć, zrobią to najwcześniej po moim trupie.
   Zamilkła i znieruchomiała, wpatrując się w jeden punkt na trawie. Z opuszczonymi ramionami i uchylonymi niemo ustami wyglądała, jakby trwała w nieokreślonym transie.
   - O wiele gorszym potworem jestem ja - zacząłem nie pewien, czy dokończyć wątek. - Zabijam dla sportu i pieniędzy.
   Jej oczy powoli, powoli unosiły się w górę, by w końcu zatrzymać na mnie wzrok. Wzrok jakiego się spodziewałem.
   - Wcale się tak bardzo od niego nie różnisz - stwierdziła.
   - Może mnie też powinnaś ogłuszyć i zamknąć w piwnicy?
   - Powinnam.
   - Upijmy się - rzucam nagle. - Ostatnio pomogło nam to zapomnieć o problemach. Noc jeszcze młoda. Jutro pomyślimy, jak ci pomóc.


   Po pół godzinie, już lekko podpici siedzimy w jadalni przy stole i zwyczajnie rozmawiamy. Sam nie wiem, jakim cudem udało mi się ją namówić na wrócenie do domu, a co dopiero na wspólne zatopienie zmartwień. Możliwe, że sama zadała sobie sprawę z własnej beznadziejnej sytuacji i upicie się uznała za najlepszy pomysł.
   - Naprawdę pochodzisz z Anglii? - pytam zainteresowany.
   - Ledwo udało mi się uzbierać na samolot i uciec policji. - Uśmiechnęła się z pijackim akcentem. - Szybko dowiedzieli się jakim samolotem uciekłam. Teraz nie dadzą mi spokoju.
   - Wyjedziemy - mówię, zapełniając szklankę whisky. Wypiłem znacznie więcej od niej, gdyż zwyczajnie mam ochotę schlać się jak świnia. - Nie znajdą cię.
   Posunęła po mnie długim spojrzeniem.
   - To, że teraz z tobą piję nie znaczy, że ci ufam. Nadal jesteś dla mnie łajdakiem, a zostałam tu, żeby jutro móc ze spokojem zniknąć.
   - Oczywiście - mówię przekonany, że będzie inaczej. - Ale bądźmy ze sobą szczerzy. Nie masz lepszego pomysłu do siebie. Wszędzie, gdzie pójdziesz znajdą cię.
   - Dawałam sobie radę w gorszych sytuacjach.
   - Musiałaś przejść piekło.
   - Z deszczu pod rynnę.
   - Hej - wymachuję palcem wskazującym - nie jestem aż tak zły. No i nie skrzywdziłbym dziecka. - Przechylam szklankę do ust.
   - Za to innych możesz bez problemu? - spytała ironicznie, sucho. Również upiła ostatni łyk swojego trunku, po czym oblizała wargi. - Nie wiem co tu jeszcze robię.
   - Pijemy whisky.
   - Tak, a ty jesteś pijany. - Wstaje od stołu. - Idę spać zanim doprowadzę się do twojego stanu.
   I odchodzi w stronę swojej sypialni, pozostawiając mnie zgarbionego nad stołem. Słyszę jeszcze szczęk zamka przekręcanego w jej drzwiach.

   Od godziny siedzę w jadalni oświetlony słabymi, nastrojowymi światłami ledowymi. Wciąż wlewam w siebie litry alkoholu.
   Nie wiem co chcę tak zapić. Może po prostu na siłę przykuwam się do krzesła, żeby nie wstać i... nie zrobić czegoś głupiego.
   Znowu.
   Kurwa. Ile bym teraz dał za sen, za nie do opanowania zmęczenie. Zamiast tego od wewnątrz roznosi mnie nie diabelska energia.
   Może siłownia byłaby dobrym wyjściem?
   Ta, zdecydowanie.
   Już mam wstawać, by iść na górę, kiedy do moich uszu dobiega dźwięk cichutko stawianych kroków. Cumuję dupę z powrotem do krzesła i nieruchomieję, gdy do kuchni nagle wchodzi Cara. Nie zauważając mnie idzie w stronę zlewu.
   Świetnie, kurwa. Wybrałaś idealny moment na szklankę wody.
   Już wcześniej zdążyłem się przekonać jak skąpą nosi piżamę, składającą się jedynie z majtek i bluzki.
   Mocno wykrojone figi i niewiele zasłaniający top doskonale nie podkreślają jej figury, a odsłaniają ją prawie całą. Gdy pomyślę, jak przyjemnie było między jej nogami kilka godzin temu... Jak kurewsko dobrze było się w nią zatopić aż po same jaja...
   Ja pierdole.
   Cara sięga po kubek z górnej szafki, nie chcący trącając łokciem papierowy ręcznik, który spada na podłogę. Schyla się po niego, a ja czuję, jak oczy mi ciemnieją. Jej wypięty tyłek budzi we mnie zwierzęcą, samczą naturę i już wiem, że nie wygram z tym zbyt łatwo. Mój stan upojenia alkoholowego także nie działa na jej korzyść. Szczerze mówiąc, tak jak wszystko dzisiaj.
   Dziewczyna nalewa wodę do kubka, a ja wykorzystuję dźwięk lejącego strumienia na bezgłośne zajście ją od tyłu.
   - Spragniona?
    Nim zdąża się obrócić rozstawiam ręce między nią po obydwu stronach blatu.
   - Boże! Aaron, przestraszyłeś mnie. Czemu nie śpisz?
   Chcę się odwrócić, ale dociskam do niej także biodrami. Czuję jej pośladki przed swoim fiutem i już wiem co zrobię dalej.
   - Co ty...? Odejdź. Jesteś pijany.
   - Gdyby tylko to... - Wącham jej włosy, a ona od razu zaczyna się szamotać. Przywieram więc klatką piersiową do jej pleców.
   - Cholera, jeśli chcesz tego co myślę to...
   - Niestety, Cara.
   - Nie. - Nieruchomieje. - Nie, nie. - Odwraca się w jakiś sposób przodem i zaczyna okładać mnie po bicepsach.
   Z pijackim uśmiechem zauważyłem, jak jej wolne od stanika piersi podskakują przy każdym ruchu. Są idealne nawet pod ostrzałem mojego rozmytego spojrzenia.
   - Co cię tak śmieszy, popaprańcu?! - spytała jadowicie i w tym momencie umknęła mi gdzieś pod ręką.
   Moje ruchy może i są trochę spowolnione, ale refleks po wielu latach pracy w zawodzie nigdy mnie nie zawodził. Jednym sięgnięciem miałem ją z powrotem.
   Zaczęła jęczeć, gdy nie mogła się wyswobodzić.
   - Stój. Mam chętne koleżanki - zaczęła szybko - jeden telefon i...
   - Nie chcę żadnej używanej kurwy. - Wkładam rękę pod jej top. - Chcę świeżutkiej ciebie.
   - Proszę, nie znowu. Nie zrobisz mi tego znowu...!
   - Nie będzie, jak ostatnio. Obiecuję. - Zablokowawszy jej nadgarstki pozwalam sobie na dokładne testowanie miękkości skóry dziewczyny pod bluzką. - Kurwa, Lotty... Nie mogę się powstrzymać.
   Nie przestawała walczyć, uciekając głową od mojego szorstkiego zarostu, który najwyraźniej drapał jej policzki.
   - Ty sukinsynu. 
   Ścisnąłem jej piersi i naparłem na nią całym ciałem. Jestem znacznie wyższy i silniejszy, dlatego bez problemu mogłem robić z nią co chciałem. Z łatwością objąłem jej pośladki, na co dostała szaleńczej furii.
   - Nie będę ci na wyłączność, pierdolony gnoju! Zabieraj łapy, bo...
   - Bo? Pójdziesz na policję? - Parskam i jednym palcem odchylam krawędź jej majtek. - Tym razem chcę postawić na przyjemność. Ale zaboli jeśli wciąż będziesz uciekać. - Puszczam gumę fig i ściskam ją całą dłonią miedzy nogami.
    Krzyczy, tracąc przy tym w energicznych ruchach. Moja ręką sprawia, że jej ciało przechyla się na mnie. Odwracam ją tyłem i przygniatam tułów dziewczyny do blatu. Następnie zsuwam jej majtki i - o zgrozo - mam przed oczami głaciutką, apetyczną cipkę.
   - Puść mnie! Błagam, nie rób tego.
   Zaczyna płakać, ale w tym momencie jestem w zbyt silnym amoku, by nie dokończyć. Z trudem i tak hamuję się od obrzydliwszych rzeczy, na które mam teraz ochotę.
   - Przestań się stawiać, kurwo.
   Wyciągam sprzęt i końcem ocieram się o jej szparkę. Stękam z rozkoszy, obserwując jak rozchylam jej wargi. Dopada mnie ochotą ją pocałować. Pierwszy raz.
   I robię to. Nachylony nad jej ciałem mocuję się z jej głową, by dotrzeć do ust. Nie chce ich jednak rozchylić, dlatego stawiam na ostateczny krok. Wsadzam w nią fiuta, poprzedzając to gwałtownym rozchyleniem jej nóg kolanem i wtedy kwiczy wprost w moje wargi. Łączę nas dodatkowo w głębokim pocałunku, ruszając powoli biodrami. Nie muszę już martwić się o jej problematyczne ręce, dlatego swoje układam na biodrach dziewczyny, jeszcze bardziej powodując, że się wypina. Kieruję w ten sposób jej tyłkiem wedle odpowiedniego dla mnie kontu.
   - Aaron - charczy, przymykając oczy - to boli do cholery.
   - Wiem. - Prostuję się, patrząc na zgięte ciało blondynki. - Jesteś zajebiście ciasna. - Chwytam za jej jedną nogę i opieram udo dziewczyny o blat. - Tak lepiej...?

~***~
Dzięki wielkie za poprzednie komentarze, pomimo że nie zasłużyłam na nie. 
Ilu Was tu jeszcze jest? c;


7 komentarzy:

  1. Ostro-wspaniale się czyta. Mam nadzieje ze rozdziały będą pojawiać się częściej. Pozdrawiam..

    OdpowiedzUsuń
  2. Matko! Jak mi gorąco! Jezu!
    Rozdział jest tak genialny, że aż nie wiem co mam napiaać!
    Ja też mam nadzieję że następny będzie szybciej...
    Pozdrawiam i życzę duuuużo weny:)
    Mari:)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Łooooooooooooooooo
    Kurczę
    Ile rzeczy się tu dziś zdarzyło o.O
    Cara zabiła ojca... i ta końcówka... matko, ja chcę już wiedzieć, co będzie dalej!!!!
    :P
    Czekaaaaam <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Woooooo no mega. Aaron jest kirde zbyt pewny siebie, współczuje bohaterce bo ciągle jest wykorzystywana do jego wyżycia seksualnego.. Mam nadzieję, że Cara zbierze w sobie siłę i postawi mu się jakoś... A do tego czasu.. Czekam na następny 😊

    OdpowiedzUsuń
  5. Zabicie człowieka to jest już desperacja. Cara dużo wycierpiała przez ojca, więc spotkała go zasłużona kara, oby smażył się w piekle! Ładnie ze strony Aarona że krył ją przed policją - on miał w tym już swój cel! Właściwie troche podobni są do siebie, oboje kogoś zabili, choć w inny sposób i z innego powodu. Końcówka "romantyczna" i to właśnie lubię :-)
    Pozdrawiam, czekam na kolejny rozdzial ;-*

    OdpowiedzUsuń