piątek, 13 maja 2016

Rozdział 6

Aaron
   - Co jest? - wybełkotałem, gdy stojąc pod drzwiami swojego domu usłyszałem dudniącą muzykę ze środka.
   Przez moment zastanawiam się, czy nie pomyliłem domów. Stan upojenia alkoholowego niemal nie doprowadza mnie do upadku, w trakcie gdy wychylam się w tył, żeby dostrzec numer budynku. Niczego nie pomieszałem. Znajduję się na swojej kurewsko pięknej werandzie. Dopadam więc szybko do klamki, by przeciwlegle na niej podeprzeć ciężar ciała, a już po chwili jestem w środku.  
   Nienaturalnie ciężką ręką staram się włożyć kluczyk do zamka. Nie mogę trafić. To mi się nie zdarza, myślę aluzyjnie do sprośnych rzeczy. Możliwe, że powinienem odpuścić ostatnie trzy kolejki z chłopakami, ale czas tak dobrze nam mijał w towarzystwie pięknych tancerek w klubie ze striptizem. Alkohol jakby sam pojawiał się w kieliszkach.
   W końcu udaje mi się zakluczyć drzwi i jestem gotów stawić czoła zbyt głośno rozbrzmiewającemu Kurtowi Cobainowi w utworze "About A Girl"
   Gdy wchodzę do salonu moim oczom ukazuje się roztańczona blondynka, podskakująca na kanapie w nadzwyczajnie egzotyczny sposób. Jej ruchy i śpiewy nie kolaborują z rytmem muzyki, ale nie jest to rażące. Wygląda uroczo w za dużym t-shirtcie sięgającym jej do połowy nagich ud. W dłoni trzyma pustą butelkę po... wódce. I nagle zdaje sobie sprawę, że jest równie pijana, co ja. A właściwie nawet bardziej. 
   Cara obraca się w moją stronę przez szaleńczy obrót, przy którym traci równowagę i chwieje się na jednej nodze. Kołysze się na krawędzi sofy gotowa zaraz upaść, dlatego dopadam do niej w mgnieniu oka i przytrzymuje ją w tali.
   Patrzy na mnie z góry mdłymi, wielkimi oczami.
   - To ty - zauważa. 
   Doszukuję się nutki strachu w jej głosie, przypominając sobie ostatni incydent, jaki miał miejsce między nami po śniadaniu. Uderzyłem ją. Nie mogę powiedzieć, że nie chciałem i że jest mi przykro, bo byłoby to kłamstwo. Za to ze spokojem przyznam się do zmniejszenia siły ciosu. Nie chcę w końcu jej oszpecić. Widok grymasu bólu i przerażenia z pewnością mi wystarcza.
   - Trafne spostrzeżenie.
   - W każdym razie - odskakuje na drugi koniec kanapy - ja tu tylko tańczę. Lubię tańczyć. Nie zwracaj na mnie uwaggiii - przeciąga ostatnią sylabę w typowo pijacki sposób.
   Znów zaczyna kołysać beztrosko biodrami, a ja nie jestem w stanie oderwać od niej wzroku. Jej drobne, w odpowiednich miejscach zaokrąglone ciało wznieca we mnie pożądanie. Każdy ruch dziewczyny rozbudza moją nieokiełznaną wyobraźnię. Na jej nieszczęście, po alkoholu jestem jeszcze większym zbokiem niż zazwyczaj i każdy najdrobniejszy detal mi nie umyka.
   - Wypiłaś to wszystko sama? - Wskazuje na butelkę. 
   - Barman pozwolił mi wziąść resztę, pod warunkiem, że pójdę do domu.
   - Gdzie byłaś? - pytam zaskoczony.
   Ale ona pozwala, by zawładnęła nią muzyka i nie odpowiada. Gdy śpiewa jej głos brzmi delikatnie w ochrypły sposób. Mimo to, słychać ją w całym mieszkaniu.
   Kręci mi się w głowie. Jutro z pewnością będę miał ogromnego kaca, ale jak na razie chcę wykorzystać odprężający stan Mam Wszystko w Dupie. Nie zastanawiając się więc dłużej, jakim cudem oboje wylądowaliśmy pijani w tym salonie, podchodzę do krawędzi kanapy i łapię blondynkę w nogach. Przysuwam jej kolana do siebie.
   - Zatańcz dla mnie, kochanie - proszę.
   - Nie serwuje tańca na osobiste zamówienia.
   Kurde, naprawdę jest pijana. Jej słodki języczek ledwo wypowiada poprawnie słowa.
   - Chciałbym zobaczyć. A skoro to lubisz...
   - Byłeś okropny. Uderzyłeś mnie. To bolało. - Zrobiła smutną minę, lecz po sekundzie z powrotem zaczęła wesoło nucić piosenkę. - To mój ulubiony piosenkarz - informuje.
   - Wyobrażam sobie. - Automatycznie rzucam spojrzenie na jej polik, lecz nie dostrzegam żadnego urazu. -  Ale widzisz... - zaczynam, poprawiając kosmyk włosów Cary - tak się złożyło, że oboje jesteśmy nachlani. Jutro niewiele będziemy pamiętać, więc najlepiej zakopmy na razie topór wojenny i zrelaksujmy się. - Sam nie wiem, jakim cudem udało mi się powiedzieć to tak płynnie.
   Obserwuje mnie, a jej zmarszczone brwi świadczą o głębokim namyśle. Chciałabym przetestować moją Care po alkoholu oraz jej stopień pójścia na całość. A przede wszystkim jest mi dłużna wytrysk.
   - Och, nie mam teraz głowy na jakieś umowy. Po protu tańczmy. - Wyślizguje się z moich objęć i wskakuje na dywan, najwyraźniej zapominając o wcześniejszym oporze.
   Tak jest.
   Rozsiadam się wygodnie na kanapie i podziwiam zgrabne, chociaż chwiejne ruchy blondynki. Nawet pijana na umór trzyma strzępy klasy w swej kobiecości. Podskakując na palcach i zadzierając ręce do góry, jej koszulka odsłania dla mnie kawałek jej pupy i majtek. Wprawdzie godzinę wcześniej byłem już odbiorcą pełnego rozpusty kobiecego tańca, ale nie mogę go porównywać z dziewczęcymi ruchami Lotty. Ona powala swym seksapilem w subtelny sposób. Nie wyobrażam sobie nawet, by mogła robić to jak te dziwki w klubach.
   Kurwa, jest śliczna. Do schrupania. 
   - Więc po pracy postanowiłaś się upić? - zagaduję, gdyż domagam się o niej informacji.
   Zdaję sobie sprawę, że przecież nic nie wiem o tej młodej kobiecie. Cholera, nawet nie znam przyczyny z jakiej znalazła się porzucona przy drodze.
   -Yhym.
   - Z... mojego powodu?
   Zerknęła na mnie przelotnie, dając mi tym do zrozumienia, że tak.
   - O, teraz najlepsze! - zapowiada, po czym drze się do pustej butelki.
   - Nie jesteś za młoda na picie? Rodzice nie byliby zadowoleni.
   Nagle przestaje być tak energiczna, co nie idzie w parze z wybuchem śmiechu.
   - Matka zmarła przy moim porodzie.
   - Co z ojcem?
   Nieruchomieje, a do jej oczu napływa panika wymieszana z czujnością.
   - Nie jest zdolny ruszyć chociażby palcem zza oceanu. - Szura nagą stopą po dywanie. - Podobnie jak czymkolwiek innym. Ale wielu z pewnością się tym przysłuży.
   Zaintrygowała mnie. Chcę wiedzieć więcej, bo nie umiem poskładać tych nowinek.
   Cara znów zaczyna śpiewać. Przyciągają mnie do niej zatajone odpowiedzi na moje pytania, dlatego zrywam się z kanapy. Zauważam jak reaguje na mój gwałtowny ruch - wzdryga się, chociaż nie przerywa tańca i kątem oka mnie obserwuje.
   Niby w rytm muzyki chce oddalić się w przeciwnym kierunku po przez szerokie piruety, ale ja wiem, że to forma ucieczki. Szarpię ją szybko za rękę i wykorzystuje taneczną pozę, w której opieram plecy dziewczyny na ramieniu tuż nad samą podłogą. Nachylony patrzę w jej zdziwione oczy.
   - Chcę wiedzieć o tobie więcej. Dużo więcej - oznajmiam stanowczo.
   Chwile milczy, pozwalając piosenkarzowi Nirvany wypełnić ciszę między naszymi ustami.
   - Mam wyrecytować całą moją biografię? Nudaaa! - Zaczyna bić mnie w klatkę. - Blizny skrywają ciekawszą historię. Może opowiesz coś o swoich?
   Prostuję nas, ledwo się przy tym nie wywracając. A nie... Zaraz... Jednak tracę równowagę i upadam na nieszczęsną blondynkę, która momentalnie wydaje z siebie jęk.
   - Kurwa, Hogan, ty... - przerywa i zaczyna się śmiać.
   Przenoszę ciężar na łokcie i znów nad nią wiszę. Usta wyginam w zaraźliwym uśmiechu.
   - Czy to pretekst do bezkarnych oględzin mojego ciała? - pytam, nawiązując do jej propozycji.
   - Założę się, że nie masz więcej szram niż ja.
   - Tak myślisz? - Wątpię, bo nigdy nie dostrzegłem żadnego zniekształcenia na jej skórze.
   - Byłam nieuważnym dzieckiem...
   - Zacznę od tej... - Wciąż nad nią wisząc, rozpinam trzy guziki czarnej koszuli nad szyją i ukazuje dziewczynie jedną z pierwszych blizn jaką nabyłem. - Siódma klasa. Jakiś dupek o rok starszy nie miał przy sobie popielniczki. A tak na marginesie, miał powody bym to ja się nią stał.
   Cara znów wpada w śmiech.
   - Dlaczego mnie to nie dziwi?
   - W każdym razie - zmieniam pozycję i siadam na niej, by móc podciągnąć rękaw - to było przyczyną kolejnej bójki, w wyniku której przyozdobiono mnie tym. - Pokazuję przedramię i kolejną bliznę.
   Lotty chwile ją ogląda, po czym zaczyna się pode mną wiercić. Momentalnie bombardują mnie wspomnienia ostatniej nocy, gdzie próbowała nawiać w podobny sposób.
   - Hola, nie chcesz zobaczyć co zrobiła mi dziewczynka z zespołem Downa?
   - Brzmi ostro - żartuję i pozwalam jej wstać.
   Po chwili oboje siedzimy na kanapie, a Cara odkrywa drugą połowę uda. Zdecydowanie jest mocno pijana, bo: raz, że prawie widzę jej bieliznę, a dwa, że wskazuje palcem ślad, który jest dwa centymetry dalej.
   Muszę powstrzymywać uśmiech i... twardniejącego fiuta.
   - Upuściła na mnie żelazko - stwierdziła to tak poważnie i z takim przejęciem, że nie wytrzymuje i zaczynam się szczerzyć.
   Nie mogę przestać, co tylko wywołuje u niej złość. Swym śmiechem przebijam perkusistę zespołu grającego w tle. Sam nie wiem, dlaczego tak mnie to bawi.
   - Och, takie to zabawne? To patrz na prawdziwe obrażenia po prawdziwej walce!
   Zdenerwowana czy nie, nadal wzbudza politowanie i ubaw. Inaczej reaguje dopiero, gdy podciąga koszulkę do miseczki stanika, pod którą zauważam cienką, ale długą szramę ciągnącą się od mostka do boku.
   A nawiasem mówiąc, ma na sobie czarne majtki z różową kokardką.
   - Dziewiąta klasa. Jedna dziewczyna zazdrościła mi nowej bluzki, dlatego postanowiła ją pociąć nożyczkami. Szkoda, że nie zauważyła, że mam ją na sobie.
   Ma kurewsko piękną sylwetkę.
   - Wtedy się zaczęło. Wybiłam jej zęba! Z tego co wiem, do dzisiaj go nie ma. A ta... - Odkrywa drugi bok i widzę nieco mniejszą i bardziej okrągłą bliznę. - Dwie lafiryndy z sąsiedztwa ciągle rzucały w bezdomnego kota kamieniami. Gdy zwróciłam im uwagę, zaatakowały mnie. Wariatki! Stąd ta blizna. Ale to nie była wyrównana walka. Dwie na jedną to zupełnie nie fair.
   Słucham jej opowieści z fascynacją, jednocześnie nie odpuszczając okazji z przyglądania się figurze blondynki. Ona jednak nie zauważa mojego bezczelnego wzroku, swobodnie sunącego po zakamarkach jej ciała. Jest zbyt pochłonięta kolejnymi anegdotami, skupiającymi się na latających widelcach czy na pękających gałęziach drzew. Od jakiegoś czasu zdążyłem dostrzec dość dużą i wypukłą bliznę na jej plecach. Ma bardzo dziwny kształt i musiała dostać czymś bardzo mocno. Ale ona sprawnie ją omija, jakby była niewidoczna.
   - A jaka jest historia tej? - pytam w końcu, wskazując na plecy.
   - Jakiej? O wszystkich już opowiedziałam. Pamiętam, jak...
   - Nie, tej. - Odwracam ją tyłem do siebie i chcę odsłonić ponownie jej t-shirt, ale ona mi nie pozwala.
   - Co robisz? Piosenka leci. Idę tańczyć.
   - Chcę ją zobaczyć. - Znów staram się unieść materiał. - Pokaż.
   - Nie.
   - Pokaż.
   - Odwal się, człowieku! - Odwraca się przodem.
   Wszelki opór drugiej osoby działa na mnie, jak płachta na byka, dlatego szarpię ją za rękę i usadawiam sobie na kolanach okrakiem. Mrużę oczy, pragnąc przejrzeć tą dziewczynę na wylot.
   - Teraz na pewno ci nie odpuszczę. Zaintrygowałaś mnie. Mów.
   Nie próbuje uciec, jak przewidywałem, ale patrzy mi prosto w twarz. Ma rozchylone, wilgotne usta oraz uważne spojrzenie, pod którym nagle czuję się obnażony ze wszystkich sekretów i tajemnic. Dodatkowo, uciska mi krocze, przez pozycję w jakiej na mnie siedzi. Wyobraźnia sama podsuwa mi obrazy jej nagich bioder, które unoszę i opuszczam na...
   Cholera, leżeć.
   - Nie chcę o tym mówić - rzekła cicho. 
   Jej głos zmroził mnie od stóp do głowy, jakby sygnalizując kryjące się zło za tymi słowami.
   - Raczej już nic nie zdoła mnie przerazić - szepnąłem, na co ona od razu poderwała się w górę.
   - Mój ojciec był świrem i tyle - stwierdziła obojętnie, wykonując jakiś skomplikowany taneczny ruch pod tempo muzyki.
  Nim jednak zdążam odpowiedzieć na tą jakże oszałamiającą rewelację, Cara potyka się o nogę fotela i upada z głuchym hukiem. Przez moment osłupiały nie jestem w stanie się ruszyć, podobnie jak ona.
   Dopiero po chwili dobiega mnie jej... zduszony chichot.
  Boże...
   - Aaron.
   Słyszę nagle swoje zbyt poważnie wypowiedziane imię.
   - Aaron, będę...
   Kurwa. Podnoszę Care i pędzę z nią do łazienki.


 Cara
   Dlaczego Diana nigdy nie może być punktualnie? Siedzę na schodkach przed domem już trzynaście minut i czekam aż koleżanka podjedzie po mnie swoim starym Golfem, byśmy razem mogły wybrać się do centrum handlowego na jakieś zakupy i deser. 
   Zdzwoniłyśmy się rano. A dokładniej rzecz ujmując w południe, które dziś okazało się dla mnie porą wstania z łóżka. Mój kamienny sen wywołany dużą dawką alkoholu nie pozwolił na chociażby chwilowe przebudzenie, by sprawdzić która godzina. Całe szczęście nie muszę martwić się o mój zły stan w pracy, gdyż od takowej mam dziś wolne. 
   Jedyną zaletą czekania na Dianę jest przebywanie na świeżym powietrzu, które pomaga mi dojść do siebie. Nie czuję się najlepiej. Wczoraj zdecydowanie przesadziłam. We wszystkim. 
   - Łał. Posprzątałaś. 
    Dobiega mnie zza pleców męski głos. Wiedząc, kto jest jego posiadaczem, nie mam ochoty się odwracać. Najchętniej uciekłabym pierwszym lepszym przejeżdżającym samochodem, byle tylko nie musieć konfrontować się z Aaronem Hoganem, przed którym najwidoczniej nie zdążyłam dać nogi. 
   Wczorajszą noc zakończyłam w łazience, tuląc kibel z jego asekuracją. Trzymał mi włosy i widział moje wymiociny. Chyba nie muszę mówić także o bezsensownym obnażaniu blizn, a jednocześnie swojego ciała przy tym niezrównoważonym mężczyźnie. Tak, mój poziom wstydu sięgnął zenitu.
   - W końcu sama nabałaganiłam. Zresztą, czy nie tak się umawialiśmy? 
   Schodzi obok mnie po schodach i czuję jego niezwykłe perfumy kojarzące mi się z… zapachem sukcesu. Mają w sobie pewną otępiającą moc, manipulującą zmysłami. Gdy staje u podnóża stopni dopiero teraz zmuszam samą siebie, by spojrzeć mu w twarz. Zauważam czarną czapkę z daszkiem, która sprawnie kamufluje mu oczy. Wiem jednak, że intensywnie mi się przygląda. 
   - Jak się czujesz? - pyta z rezerwą. 
   Wygląda dobrze. Jakby wczoraj wcale nie wlał w siebie ani grama wódki. A pamiętam przecież, jak on również przejawiał pijackie zachowanie czy chwiejne ruchy. 
   - Dobrze - kłamię. - Pomijając bolący mały palec u stopy, naprawdę dobrze. 
   Uśmiecha się lekko. 
   - Uderzyłaś nim o fotel.
   - Och. - Czuję się jak idiotka. - W każdym razie dzięki za… pomoc. I przykro mi, że musiałeś na to patrzeć. - Hadesie, błagam rozstąp teraz ziemię! 
   - To było ciekawe… doświadczenie. Nigdy nie trzymałem dziewczynie włosów, podczas gdy…
   - Tak, tak rozumiem - przerywam mu szybko, ponieważ mam już dość tej żenującej sytuacji. 
   Chwila ciszy wydaje się trwać wiecznie, kiedy oboje milkniemy. Zamorduję Dianę jeśli zaraz się nie zjawi! 
   - Podwieźć cię gdzieś? 
   - Czekam na kogoś – odpowiadam, nie patrząc mu w twarz.
   W tej cholernej czapce wygląda tak niedostępnie, zuchwale i dziarsko, że... mam chęć mu ją odebrać, by sama móc przybrać nonszalancką postawę.
   Nagle w tej chwili rozlega się głośne trąbienie i muzyka Spice Girls, a ja nie muszę zgadywać kto właśnie przyjechał. 
   - Wsiadaj maleńka! – krzyczy Diana z… czerwonego Cabrioleta?!
   Matko, komu go buchnęła? Chyba jednak spędzę więcej czasu na świeżym powietrzy niż sądziłam, ponieważ zwinęła dach!
  Tymczasem wstaję, otrzepuje kremowy płaszcz i zmierzam do przodu z ukrywaną ulgą. Gdy mam zamiar przejść obojętnie obok Aarona ten niespodziewanie staje mi na przejściu. Jego perfumy niesione przez wiatr ponownie uderzają w moje nozdrza tak intensywnie i z taką siłą, że działają na mnie niczym przeklęty urok. 
   - Ktoś ukradł mi powiedzonko – mruczy żartobliwie.
   Spoglądam brunetowi w oczy ukryte w cieniu daszka czapki i nie podoba mi się, że przywołał do mej pamięci noc, w której dobrał mi się do majtek. Wtedy nazwał mnie podobnie...
    - Wcale nie było twoje - syczę. 
   Wygina usta ni to w uśmiechu ni to w pogardzie i mierzy mnie wzrokiem.
   - A co do wczoraj, mam nadzieję, że jeszcze dla mnie zatańczysz. Dopilnuję tego. – Wymija mnie i idzie w kierunku garażu. 
   Moment zajmuje mi ruszenie się z miejsca, ponieważ zostałam właśnie przybita do ziemi wspomnieniami moich wczorajszych szaleństw. Sprawnie omijałam je w pamięci, gdy przypominałam sobie urywki zeszłej nocy. Mogłam się tego spodziewać – tańce bez opamiętania, śpiewy, życiowe opowiastki, brak wstydu to typowe dla schlanej Cary. 
   - Ej! – woła Diana. 
   - Idę!
   Gdy wreszcie siedzę w luksusowym aucie koleżanki, zachodzę w głowę, jak takie cacko znalazło się w jej szponach. 
   - Skąd masz… 
   - To samochód mojego faceta – informuje podekscytowana, jakby pierwszy raz siadła za kółko. – A raczej jeden z wielu.
   - Chyba sponsora – parskam.
   - I kto to mówi. Z tego co widziałam, ty też się nieźle urządziłaś. Czy to właśnie ten zabójczo przystojny facet przygarnął cię do tego zajebistego domu? 
   - Tak, ale… 
   - Widzisz. Każdy radzi sobie, jak może – mówi niewzruszona.
   - Mogłabyś spuścić ten dach? Nie wiem czy zauważyłaś, ale mamy późną jesień i wieje chłodem.
   - Ale otwarty robi wrażenie, co nie?

   Zadowolona z małych zakupów i z pełnym żołądkiem wracam do mojego tymczasowego gniazdka - do domu Hogana oczywiście. Na całe szczęście dziś mam wolne od pracy i najchętniej spędziłabym resztę dnia z Dianą, która chodź nie jest moją bratnią duszą, to tylko ona może poratować mnie towarzystwem.
   Dzięki niej nie skupiałam się na koszmarnym kacu i teraz czuję się o niebo lepiej. Ponadto deser złożony z lodów czekoladowych trafnie wyzbył mnie frasunków dotyczących głupot, jakie...
   - Witaj Cara!
   Zaskoczona, że ktoś posłał do mnie przywitanie podnoszę dynamicznie głowę.
   Z domu wychodzi trójka mężczyzn, ale rozpoznaję tylko jednego. Największy z nich poprosił mnie parę dni temu o zrobienie kawy i to on był świadkiem wylania jej na sponsora Aarona.
   Mimowolnie uśmiecham się na to wspomnienie.
   - Witaj... - Nie wiem jak ma na imię.
   - Racja. Nie przedstawiłem się ostatnio. Jestem Chuck. - Chwyta moją rękę i ściska ją mocno. - Masz coś tam dla nas dobrego? - Wskazuje na siatkę, którą trzymam.
   Śmieję się.
   - To jeszcze nie jedzenie, ale książka kucharska.
   Tak jak zapamiętałam, ma pogody wyraz twarzy, dzięki promieniującemu uśmiechowi. Zaraża mnie przyjaznym nastawieniem.
   - Poznaj Phylo oraz Iana.
   Phylo to smukły, muskularny brunet, a gdy przenoszę spojrzenie na Iana on już na mnie patrzy.  
   Jezu...
   Automatycznie robię to samo, bo nie jestem w stanie nic więcej zadziałać. Po prostu gapimy się na siebie, tworząc przy tym niesamowicie dziwne uczucie. On... jakby... uwięził w sobie mój wzrok, a własnym bezczelnie penetruje moją twarz.
   Co jest?
   Jeśli powiedzieliby mi teraz, że czas stanął w miejscu, uwierzyłabym. Jego oczy są tak... Nie umiem nadać im cech, choć znam je doskonale i mam je na końcu języka.
   - Musimy już iść - odzywa się Ian i pośpiesznie popycha przyjaciół w dół schodków.
   - No tak, miło było poznać - mówi Phylo.
   - Śpieszymy się, ale w końcu wpadnę na tą kawę! - obiecuje Chuck.
   Mam wrażenie, że pozostali dwaj także wyczuli między nami... pewne niewidoczne zwarcie. W każdym razie to uczucie, które przed chwilą mi towarzyszyło było czymś naprawdę niecodziennym.
   - To twoja była, czy co?
   Usłyszałam jeszcze od strony oddalających się mężczyzn i zechciałam parsknąć śmiechem.
   Zdecydowanie nie.

   ~***~
Możecie krzyczeć, przeklinać i wyzywać. 
Najlepiej od razu powieście mnie za tak długą nieobecność...
Albo po prostu wybaczcie i czekajcie na następny rozdział-petardę 

5 komentarzy:

  1. Chcę ten rozdział-petardę ;-;
    Ten oczywiście też mi się podoba ;) Ale jestem strasznie ciekawa, co się stanie dalej xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście wybaczam :D Końcówka bardzo mi się podoba :D. Czekam na petardę xD
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ah...jak zwykle świetny rozdział. Nie mogę doczekać się następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Podobał mi się ten rozdział, mimo iż był naprawdę spokojny. Tak naprawdę nic złego się nie działo, a wręcz przeciwnie. Znajomość Cary i Arrona znacznie posuwa się do przodu i to nie w sferze intymnej, ale właśnie takiej normalnej, ludzkiej. Podoba mi się to, aczkolwiek czekam na pikantne fragmenty :D
    Nic dziwnego, że po ostatnich wydarzeniach Cara się upiła. Zabawne, jak tańczyła i zabawne, że Aaron tak sie nią zachwycał. Dziewczyna mu się naprawdę podoba :D Bardzo podobała mi się ich wzajemna opowieść o bliznach. On, facet z przeszłością, ona po przejściach i znaleźli wspólny język. Martwi mnie jedynie blizna na plecach Cary, o której nie chciała rozmawiać. Czy ma ona jakiś związek z jej zawodem? Jestem też dumna z Aarona, że tak dzielnie i troskliwie zaopiekował się Lotty. Czasem pokazuje, że też jest człowiekiem :D
    Końcówka mnie zaskoczyła. Cara i Ian? Zauroczenie? Zakochanie? Oj, po takiej końcówce, czuję, że będzie się działo w kolejnych rozdziałach! I z niecierpliwością na nie czekam. Aaron dostanie szału zazdrości, jeśli Ian i Cara.... :D Łoo!
    Czekam na rozdział petardę! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. No, no nie ma to jak zwierzenia w stanie upojenia alkoholowego.
    Phylo pierwszy raz spotykam się z tym imieniem, dość niespotykane ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń