Cara
Nic nie czuję. Wyłączam się, wchodząc na scenę, robię po prostu swoje. Teraz rura jest moim największym przyjacielem, zapewniającym wypchane gadki forsą. Jej stabilność upewnia mnie, że mogę na niej polegać, nigdy nie zawodzi, a potrafi zdziałać cuda. Jej kształt pozwala mi kusić tych wszystkich mężczyzn, zdzierając z nich resztki przyzwoitości oraz doszczętnie karmić nimi to ciągle nienasycone miejsce. Dzięki najśmielszym ruchom, mam w garści każdego z tu obecnych.
Nawiązuje kontakt wzrokowy jedynie z tymi, co wyglądają na chętnych włożenia do stanika paru dolców. Z łatwością takich rozpoznać.
- Skarbie, pokaż coś więcej!
- Ej piękna, o której kończysz?!
Inni jedynie obserwują z daleka, siedząc przy stolikach. Sączą swoje drogie drinki, uważając by nie poplamić garniturów. Niepozorni biznesmeni... Czasem, pod koniec występu podejdą i w milczeniu podzielą się zawartością portfela. Robią to jednak rzadziej, niż by się chciało.
Spoglądam na zegar przy barze. Czas na moją przerwę. Robię ostatni wymach nogą w rytm muzyki i chowam się za cekinową kurtyną, oddzielającą scenę od garderoby. Na moje miejsce wchodzą dwie inne dziewczyny.
Przepychając się między tancerkami, idę w stronę swoich rzeczy. Sięgam po mój płaszcz, o mało nie przewracając wieszaka z ubraniami na kółkach przez jakąś rudą kobietę.
Ugh... Nie ważne, chcę tylko zapalić.
Kończę na zapleczu papierosa, będąc zamknięta w obrębie własnych myśli. Nie skupiam się na rozmowach równie palących sąsiadek, lecz odpływam niczym dym ku niebu. Nie czuję nawet zapachu tytoniu. Znów dopada mnie retrospekcja... Wyobraźnią kolejny raz jestem w swoim rodzinnym domu, czując tą okropną stęchliznę w łazience. Natychmiast przypomina mi się odrabianie pracy domowej na klapie toalety i ciągłe zerkanie na jedyny działający zamek w drzwiach. Byle tylko jakimś cudem nie przekręcił się w lewo...
- Blondi, ogłuchłaś? Telefon. - Przywraca mnie do rzeczywistości dziewczyna obok, która właśnie skończyła palić.
Słyszę denną melodyjkę i szybko odbieram, mamrocząc "dzięki" do już nieobecnej brunetki.
- Cara? Jak się masz, stara?
Dobiega mnie z komórki głos Diany - mojej byłej współlokatorki, u której pomieszkiwałam w czasie pracowania w poprzednim klubie.
- Diana?
- No Diana, Diana, a kto inny? Przecież nie twój ukochany Kurt Cobain.
- Po prostu dziwię się, że dzwonisz.
- Dzwonię, bo jesteśmy kumpelkami, nie? Słuchaj, mam nadzieję, że nieźle ci płacą w tym nowym klubie - szczęściara - bo jest pewna sprawa. Pamiętasz, jak jednego miesiąca podarowałam ci opłatę czynszu?
- Nooo... tak.
- Byłabym wdzięczna, gdybyś za to pożyczyła mi parę groszy. Musisz to zrobić dla starej przyjaciółki. - Wydaje z siebie piskliwy dźwięk. - Jestem spłukana, nie mam za co kupić żarcia. - Mlaszcze gumą. - A właśnie, widziałaś nową kolekcję torebek Michaela Korsa? Na szczęście brak motywów zwierzęcych. Gdzie możemy się spotkać? Może w...
Jak mogłabym jej odmówić? Diana była moim mentorem i dużo dla mnie zrobiła, chociaż czasem przeginała z przysługami w zamian. Jednak dzięki tej dziewczynie miałam gdzie spać. Pożyczała mi ciuchy, bym lepiej sprawdzała się w roli striptizerki i nawet do teraz mam kilka wdzianek z jej szafy.
Niestety prócz uzależnienia od nowych torebek, ma jeszcze do czynienia z narkotykami.
Po umówieniu miejsca spotkania, poszłam do szefa i poprosiłam o wypłatę za pięć przetańczonych nocy, tłumacząc to wyjątkową sytuacją. Niełatwo się zgodził, ale chyba był mocno zajęty i chciał mieć mnie z głowy.
Teraz zmierzam ku Arlington Heights. Mamy spotkać się pod jakimś wiaduktem, na którym widnieje wielki, nasprejowany napis "WHITE DOOR". Te same informacje przekazałam kierowcy, zdając się na jego znajomość miejscowych, charakterystycznych punktów.
Nawiązuje kontakt wzrokowy jedynie z tymi, co wyglądają na chętnych włożenia do stanika paru dolców. Z łatwością takich rozpoznać.
- Skarbie, pokaż coś więcej!
- Ej piękna, o której kończysz?!
Inni jedynie obserwują z daleka, siedząc przy stolikach. Sączą swoje drogie drinki, uważając by nie poplamić garniturów. Niepozorni biznesmeni... Czasem, pod koniec występu podejdą i w milczeniu podzielą się zawartością portfela. Robią to jednak rzadziej, niż by się chciało.
Spoglądam na zegar przy barze. Czas na moją przerwę. Robię ostatni wymach nogą w rytm muzyki i chowam się za cekinową kurtyną, oddzielającą scenę od garderoby. Na moje miejsce wchodzą dwie inne dziewczyny.
Przepychając się między tancerkami, idę w stronę swoich rzeczy. Sięgam po mój płaszcz, o mało nie przewracając wieszaka z ubraniami na kółkach przez jakąś rudą kobietę.
Ugh... Nie ważne, chcę tylko zapalić.
Kończę na zapleczu papierosa, będąc zamknięta w obrębie własnych myśli. Nie skupiam się na rozmowach równie palących sąsiadek, lecz odpływam niczym dym ku niebu. Nie czuję nawet zapachu tytoniu. Znów dopada mnie retrospekcja... Wyobraźnią kolejny raz jestem w swoim rodzinnym domu, czując tą okropną stęchliznę w łazience. Natychmiast przypomina mi się odrabianie pracy domowej na klapie toalety i ciągłe zerkanie na jedyny działający zamek w drzwiach. Byle tylko jakimś cudem nie przekręcił się w lewo...
- Blondi, ogłuchłaś? Telefon. - Przywraca mnie do rzeczywistości dziewczyna obok, która właśnie skończyła palić.
Słyszę denną melodyjkę i szybko odbieram, mamrocząc "dzięki" do już nieobecnej brunetki.
- Cara? Jak się masz, stara?
Dobiega mnie z komórki głos Diany - mojej byłej współlokatorki, u której pomieszkiwałam w czasie pracowania w poprzednim klubie.
- Diana?
- No Diana, Diana, a kto inny? Przecież nie twój ukochany Kurt Cobain.
- Po prostu dziwię się, że dzwonisz.
- Dzwonię, bo jesteśmy kumpelkami, nie? Słuchaj, mam nadzieję, że nieźle ci płacą w tym nowym klubie - szczęściara - bo jest pewna sprawa. Pamiętasz, jak jednego miesiąca podarowałam ci opłatę czynszu?
- Nooo... tak.
- Byłabym wdzięczna, gdybyś za to pożyczyła mi parę groszy. Musisz to zrobić dla starej przyjaciółki. - Wydaje z siebie piskliwy dźwięk. - Jestem spłukana, nie mam za co kupić żarcia. - Mlaszcze gumą. - A właśnie, widziałaś nową kolekcję torebek Michaela Korsa? Na szczęście brak motywów zwierzęcych. Gdzie możemy się spotkać? Może w...
Jak mogłabym jej odmówić? Diana była moim mentorem i dużo dla mnie zrobiła, chociaż czasem przeginała z przysługami w zamian. Jednak dzięki tej dziewczynie miałam gdzie spać. Pożyczała mi ciuchy, bym lepiej sprawdzała się w roli striptizerki i nawet do teraz mam kilka wdzianek z jej szafy.
Niestety prócz uzależnienia od nowych torebek, ma jeszcze do czynienia z narkotykami.
Po umówieniu miejsca spotkania, poszłam do szefa i poprosiłam o wypłatę za pięć przetańczonych nocy, tłumacząc to wyjątkową sytuacją. Niełatwo się zgodził, ale chyba był mocno zajęty i chciał mieć mnie z głowy.
Teraz zmierzam ku Arlington Heights. Mamy spotkać się pod jakimś wiaduktem, na którym widnieje wielki, nasprejowany napis "WHITE DOOR". Te same informacje przekazałam kierowcy, zdając się na jego znajomość miejscowych, charakterystycznych punktów.
Okolica wydaje się być przerażająco podejrzana w słabym oświetleniu, gdzie nie gdzie migoczących lamp. Niedaleko słychać wściekłe szczekanie psa, a ze sklepienia wiaduktu zionie chłód i smród. W niczym nie przypomina "Białych Drzwi". Wręcz przeciwnie - wygląda niczym przejście do otchłani piekielnych. Na tę myśl przechodzą mnie ciarki.
- Czeeeść!
Odwracam się i widzę idącą luźnym krokiem Dianę. Zawsze wygląda na dziewczynę, która z góry pluje na cały świat, ze zmartwieniami dotyczącymi jedynie kota i... wyprzedaży. Całe szczęście...
- Coś ty wybrała za miejsce? Śmierdzi, jakby coś tu zdechło.
- Jaka wrażliwa. Za bardzo cię rozpieścili w tamtym klubie?
- Diana. - Podchodzę do dziewczyny. Nie wiem czy powinna znać prawdę, ale boję się, że ją też to spotka. - Powiem ci coś, ale nikomu ani słowa...
Wyznałam Dianie prawdę o tym, jak potraktował mnie szef. Przyznałam się, gdzie teraz mieszkam i rozkazałam jej znaleźć inną agencje w trosce o jej bezpieczeństwo. Ona chociaż bardzo się przejęła sytuacją - o dziwo - to twierdzi, że nie tak łatwo będzie mogła to wszystko zostawić. Wliczając mieszkanie, które ma nad klubem. Zresztą, sam klub traktuje jako kolejne pomieszczenie swojego mieszkania, tyle że na dole. Ale obiecała ostrożność w stosunku do szefa, gdyż obydwie stwierdziłyśmy jego niepoczytalność. Nie wiadomo, kiedy znów postanowi pozbyć się jakiejś pracowniczki... Poprosiłam także, by nikomu o mnie nie mówiła, bo kto wie, czy mój były boss nie zechce wtedy mnie dobić?
Później dałam jej obiecaną kasę. Poszła prawie cała moja wypłata z czego nawet nie jestem w stanie oddać Aaronowi tych dwustu dolców. A tak bardzo chciałam już to z nim uregulować...
W każdym razie, zmierzam teraz na najbliższy przystanek autobusowy, rezygnując z drogiej taksówki. Jest prześwietnie. Po drugiej stronie ulicy od dwóch minut idzie za mną grupka hałaśliwych mężczyzn, nogi odpadają mi i z zimna, i ze zmęczenia, a przejeżdżające obok auto właśnie się zatrzymało.
Cholera jasna.
Uchyla się szyba.
- Chyba potrzebujesz podwózki.
Ten głos poznam już wszędzie. W pokaźnym samochodzie cieszy mnie profil Aarona.
- Dlaczego tu stajemy? - pytam, gdy zatrzymujemy się pod zadbaną kamienicą.
Dwaj kumple Aarona, siedzący z przodu, wychodzą z auta, pozostawiając mnie i Hogana samych.
- Muszą z kimś pogadać. I nie zmieniaj tematu. Jestem ciekaw, co robiłaś w tamtych okolicach. Nie powinnaś być w pracy? - Jest podejrzliwy, sam wyglądający na wiele ukrywającego.
- A czy ja muszę ci o wszystkim mówić? - Wkroczyliśmy na niebezpieczne rejony tematów.
- Wolałbym widzieć z kim mieszkam. - Zerka na mnie i wiem, że bada dokładnie moją sylwetkę. - A tak w ogóle, przypomniałaś sobie, jak znalazłaś się w tamtym rowie?
Tylko nie to.
- Nie, nie przypomniałam... - Muszę schować dłonie między nogi, żeby ukryć ich drżenie. - Dobra, słuchaj. Pożyczyłam dziś komuś pieniądze i nie mam jak ci oddać tych dwustu dolarów. Ale zrobię to, gdy...
- Mówiłaś, że nie masz przyjaciół.
- Co?
- Chyba tylko przyjaciołom pożycza się pieniądze? Podobno ich nie masz.
Zderzam się z nim zagubionym spojrzeniem. Rzeczywiście tak mówiłam, ale nie musi mnie z tego powodu stawiać pod murem. Chociaż... wcale się tak nie czuję.
- Za to ty chyba już nie masz dziewczyny. Dziś rano przyszła Scarlett - informuję dumnie.
- Naprawdę? - Głos nie ocieka mu zszokowaniem, jak oczekiwałam.
- Tak i wyszło między nami nieco niezręcznie. Chyba uznała mnie za twoją kochankę, używając przy tym bardzo obraźliwego słowa. - Nazwała mnie pieprzoną dziwką. - Wydaje mi się, że musisz to naprostować. A najlepiej, skołuj od niej jeszcze jakieś przeprosiny. Dla mnie, oczywiście. - Zadowolona, wyginam leciutko wargi.
Aaron milczy, przez co ledwo powstrzymuję się przed spojrzeniem na jego minę. Zwycięsko utkwiłam wzrok w szybie, ale nie skupiam się na przestrzeni za nią. Czekam na kolejny ruch.
- Lotty, Lotty - wymruczał pod nosem, powodując tym, że w końcu odwracam głowę. - Najpierw niespłacony dług, później wkurzenie mojej dziewczyny... Miała dziś zostać na noc, wiesz?
I co z tego? Jedź sobie na dziwki.
- Chyba nie boisz się spać sam?
- Jesteś mi winna rekompensatę, nie uważasz? - Na jego ustach pojawia się zagadkowy uśmiech, pozostawiający wiele do wyjaśnienia.
- Nie sądz...
- Daj rękę. - Wyrwał mi spomiędzy nóg ukrywaną dłoń. - Dotknij go.
Oniemiałam. Że co?! W ułamku sekundy szarpie mnie w swoją stronę, a po chwili już czuję pod palcami wielkiego penisa. Odruchowo drugą ręką biorę zamach i z całej siły trafiam go w ramię.
- Nienormalny! - krzyczę, gdy on łajdacko się szczerzy. - Co ty sobie myślisz?
- Myślę, że jesteś ostro...
- Aaron - przerwał mu jego kumpel, który nagle zjawił się w otwartych drzwiach samochodu. - Ma do ciebie sprawę.
I na szczęście obydwaj mężczyźni znikają, a ja obserwuję ich, gdy stoją przy wejściu do kamienicy, gdzie rozmawiają z jakimś blondynem. Po chwili widzę - o zgrozo - Scarlett! Zwyczajnie wychodzi z tego samego budynku, jakby wybierała się na spacer. Następnie zaczyna rozmawiać z Hoganem, który po kilku chwilach pokazuje na zajmowane przeze mnie auto. Później się całują... śmieją i idą w moją stronę, wraz z resztą
Wygląda na to, że był z nią umówiony... Nawet o tym nie wspomniał, gdy radziłam mu wyjaśnienie sytuacji po moim spotkaniu z Karmelową. A przed chwilą chciał, żebym...! To niewiarygodne!
Wszyscy wsiadają, a ja unikam spojrzenia pary obok mnie. Kątem oka widzę, jak Aaron kurczowo trzyma ją za kolano, podczas gdy ona coś szepcze mu do ucha. Dwójka kolesi z przodu rozmawia o... Nawet nie wiem o czym. Chyba za bardzo rozpraszają mnie perfumy Scarlett. Gorzej, dławię się nimi.
Nagle, jak na zawołanie zaczynam się dusić. Kaszlę, nie mogąc oddychać, a ponadto dławię się śliną obciążona spojrzeniami, przed którymi mam ochotę wyparować.
- Zakrztusiłaś się? - pyta Karmelowa, podając mi chusteczkę.
- Spoko, w moim zawodzie często się to zdarza.
Później dałam jej obiecaną kasę. Poszła prawie cała moja wypłata z czego nawet nie jestem w stanie oddać Aaronowi tych dwustu dolców. A tak bardzo chciałam już to z nim uregulować...
W każdym razie, zmierzam teraz na najbliższy przystanek autobusowy, rezygnując z drogiej taksówki. Jest prześwietnie. Po drugiej stronie ulicy od dwóch minut idzie za mną grupka hałaśliwych mężczyzn, nogi odpadają mi i z zimna, i ze zmęczenia, a przejeżdżające obok auto właśnie się zatrzymało.
Cholera jasna.
Uchyla się szyba.
- Chyba potrzebujesz podwózki.
Ten głos poznam już wszędzie. W pokaźnym samochodzie cieszy mnie profil Aarona.
- Dlaczego tu stajemy? - pytam, gdy zatrzymujemy się pod zadbaną kamienicą.
Dwaj kumple Aarona, siedzący z przodu, wychodzą z auta, pozostawiając mnie i Hogana samych.
- Muszą z kimś pogadać. I nie zmieniaj tematu. Jestem ciekaw, co robiłaś w tamtych okolicach. Nie powinnaś być w pracy? - Jest podejrzliwy, sam wyglądający na wiele ukrywającego.
- A czy ja muszę ci o wszystkim mówić? - Wkroczyliśmy na niebezpieczne rejony tematów.
- Wolałbym widzieć z kim mieszkam. - Zerka na mnie i wiem, że bada dokładnie moją sylwetkę. - A tak w ogóle, przypomniałaś sobie, jak znalazłaś się w tamtym rowie?
Tylko nie to.
- Nie, nie przypomniałam... - Muszę schować dłonie między nogi, żeby ukryć ich drżenie. - Dobra, słuchaj. Pożyczyłam dziś komuś pieniądze i nie mam jak ci oddać tych dwustu dolarów. Ale zrobię to, gdy...
- Mówiłaś, że nie masz przyjaciół.
- Co?
- Chyba tylko przyjaciołom pożycza się pieniądze? Podobno ich nie masz.
Zderzam się z nim zagubionym spojrzeniem. Rzeczywiście tak mówiłam, ale nie musi mnie z tego powodu stawiać pod murem. Chociaż... wcale się tak nie czuję.
- Za to ty chyba już nie masz dziewczyny. Dziś rano przyszła Scarlett - informuję dumnie.
- Naprawdę? - Głos nie ocieka mu zszokowaniem, jak oczekiwałam.
- Tak i wyszło między nami nieco niezręcznie. Chyba uznała mnie za twoją kochankę, używając przy tym bardzo obraźliwego słowa. - Nazwała mnie pieprzoną dziwką. - Wydaje mi się, że musisz to naprostować. A najlepiej, skołuj od niej jeszcze jakieś przeprosiny. Dla mnie, oczywiście. - Zadowolona, wyginam leciutko wargi.
Aaron milczy, przez co ledwo powstrzymuję się przed spojrzeniem na jego minę. Zwycięsko utkwiłam wzrok w szybie, ale nie skupiam się na przestrzeni za nią. Czekam na kolejny ruch.
- Lotty, Lotty - wymruczał pod nosem, powodując tym, że w końcu odwracam głowę. - Najpierw niespłacony dług, później wkurzenie mojej dziewczyny... Miała dziś zostać na noc, wiesz?
I co z tego? Jedź sobie na dziwki.
- Chyba nie boisz się spać sam?
- Jesteś mi winna rekompensatę, nie uważasz? - Na jego ustach pojawia się zagadkowy uśmiech, pozostawiający wiele do wyjaśnienia.
- Nie sądz...
- Daj rękę. - Wyrwał mi spomiędzy nóg ukrywaną dłoń. - Dotknij go.
Oniemiałam. Że co?! W ułamku sekundy szarpie mnie w swoją stronę, a po chwili już czuję pod palcami wielkiego penisa. Odruchowo drugą ręką biorę zamach i z całej siły trafiam go w ramię.
- Nienormalny! - krzyczę, gdy on łajdacko się szczerzy. - Co ty sobie myślisz?
- Myślę, że jesteś ostro...
- Aaron - przerwał mu jego kumpel, który nagle zjawił się w otwartych drzwiach samochodu. - Ma do ciebie sprawę.
I na szczęście obydwaj mężczyźni znikają, a ja obserwuję ich, gdy stoją przy wejściu do kamienicy, gdzie rozmawiają z jakimś blondynem. Po chwili widzę - o zgrozo - Scarlett! Zwyczajnie wychodzi z tego samego budynku, jakby wybierała się na spacer. Następnie zaczyna rozmawiać z Hoganem, który po kilku chwilach pokazuje na zajmowane przeze mnie auto. Później się całują... śmieją i idą w moją stronę, wraz z resztą
Wygląda na to, że był z nią umówiony... Nawet o tym nie wspomniał, gdy radziłam mu wyjaśnienie sytuacji po moim spotkaniu z Karmelową. A przed chwilą chciał, żebym...! To niewiarygodne!
Wszyscy wsiadają, a ja unikam spojrzenia pary obok mnie. Kątem oka widzę, jak Aaron kurczowo trzyma ją za kolano, podczas gdy ona coś szepcze mu do ucha. Dwójka kolesi z przodu rozmawia o... Nawet nie wiem o czym. Chyba za bardzo rozpraszają mnie perfumy Scarlett. Gorzej, dławię się nimi.
Nagle, jak na zawołanie zaczynam się dusić. Kaszlę, nie mogąc oddychać, a ponadto dławię się śliną obciążona spojrzeniami, przed którymi mam ochotę wyparować.
- Zakrztusiłaś się? - pyta Karmelowa, podając mi chusteczkę.
- Spoko, w moim zawodzie często się to zdarza.
Aaron
W słabym oświetleniu, nie tak dziś ciemnego nieba za oknem, widzę ją leżącą na brzuchu z kołdrą nakrytą jedynie do łydek. Gorąco tu. Pewnie dlatego śpi w samych majtkach i podkoszulce. Cóż, dla mnie to i lepiej.
Zamykam drzwi i podchodzę do dziewczyny niesłyszalnie, gdyż dywan maskuje dźwięk moich kroków. Stoję nad nią i przeciągam wzrokiem po jej spowitym w mroku ciele, na którym dodatkowo cienie sprawnie kamuflują kolor jasnych włosów. Uwielbiam je.
Cholera. Kutas automatycznie reaguje mi na widok wypiętego w moją stronę tyłka Cary. Nie nasycił się piętnastominutowym seksem ze Scarlett i teraz wyrywa się do niej.
Nie.
Wyrywa się do niej, bo od początku miałeś ochotę ją zerżnąć i ustanowiłeś ją sobie za cel, Aaron. No tak. To też. Nawet podczas pieprzenia mojej dziewczyny myślałem o niej. Fakt. Ale nie mogę przecież jej posuwać. Przynajmniej na razie.
Jak na mnie, i tak długo trzymałem ręce przy sobie. Gdy śpi jest jeszcze bardziej słodka, apetyczna i... bezbronna. Mógłbym to załatwić już teraz, z szansą, że potem nie patrzyłbym na nią jako obiekt do zaliczenia.
Dziś czegoś nie dokończyliśmy. A raczej ona nie załatwiła, wtedy... w samochodzie. Chcę zrobić tak, by musiała mi się odwdzięczyć. By była mi winna przyjemność, jaką ja jej teraz zafunduję. A świadomość, że za ścianą śpi Scarlett jeszcze bardziej mnie pobudza.
Dwie kobiety pod moim dachem, po które wystarczy sięgnąć... Intrygująca sprawa, wymagająca natychmiastowego spełnienia.
Błyskawicznie na nią wskakuję, by nie zdążyła chociażby pisnąć. Siadam na jej udach, przygważdżam stopami kołdrę, którą jest nakryta do polowy nóg tak, by nie mogła ich stamtąd uwolnić i w porę zatykam jej usta ręką. Natychmiast zmierzam się z oporem i zagłuszanymi protestami. Próbuje wstać, ale nie radzi sobie z moim ciężarem, więc jest to niemożliwe.
- Bądź grzeczna - mruczę.
W odpowiedzi słyszę moje stłumione imię i prawdopodobnie przekleństwo. Blondynka stara się dosięgnąć do mnie rękoma, ale oczywiście nie ma szansy mnie chociażby dotknąć. Śmieję się, widząc jej żałosną próbę nadaremnej obrony. Ale lubię to.
To właśnie pragnąłeś zobaczyć.
Przymykam na sekundę oczy, gdy wierci pode mną pośladkami, powodując zupełny brak miejsca w moich bokserkach.
- Cicho, bo przerżnę cię jak dziwkę. - Wbijam w nią dosadniej krocze, żeby ostrzec, co mam w zanadrzu.
Jej wołanie przeradza się w stłamszone jęczenie i nieruchomieje. Tak jest. Ręce ułożyła przed siebie, lekko się na nich wspierając. Słuchem śledzi każdy dźwięk, jaki powoduję, zaczynając od cichych pocałunków na dolnych kręgach jej kręgosłupa. Koszulka podwinęła się do połowy pleców, po której powędrowałem nosem, wdychając głęboko zapamiętany zapach. Zatrzymuję się dopiero przy uchu. Przygniatam ją swoim ciężarem, czując jak z trudnością stara się oddychać. Mimo to, wbijam ponownie uwięzioną męskość w dresach w jej pupę.
- Jeśli Scarlett cię usłyszy, możesz pożegnać się z pomieszkiwaniem pod moim dachem. - Głos mam zachrypnięty, zdecydowany i kurewsko seksowny.
Chcę wzbudzić w niej podniecenie do tego stopnia, by mimowolnie doszła do orgazmu. A zacznę już teraz, od obiecującego dotyku. Potrzebuję do tego dwóch rąk, dlatego ufnie zsuwam dłoń z jej ust.
- Pojebało cię - charczy. - Złaź ze mnie natychmiast.
Podjudzany tymi słowami, zsuwam ręce po linii tali, usadawiając je dopiero na pośladkach dziewczyny.
- Mam przestać?
Odpowiedzią Cary jest chwycenie za moje nadgarstki. Pozwalam jej tymczasowo obronić swoją zacną pupcię przed moim atakiem.
- Nie pozwalaj sobie. Już raz uszkodziłeś mój tyłek.
- Lotty - wzdycham ironicznie. - To był tylko klaps. Uszkodzić cię dopiero mogę. - Uśmiecham się lubieżnie, żałując, że nie może tego zobaczyć. - Więc co zamierzasz zrobić?
- A ty? - spytała, wyraźnie rzucając mi wyzwanie.
Och, dziewczyno, nie rób tego.
- Więc... - Znów schylam się do jej ucha, rozstawiając ręce po obydwu stronach ramion blondynki. Bardzo podoba mi się ta pozycja oraz perspektywa, z jakiej mogę ją oglądać. - Zamierzam sprawić, że będziesz powstrzymywać wycie z rozkoszy.
Automatycznie przekręca głowę i patrzy na mnie kątem oka. Wyczuwam, jak zaczyna promieniować z niej zdenerwowanie. Nagle szybko podpiera się na łokciach i próbuje wyślizgnąć nogi spod więziennej kołdry, którą wciąż blokuję. Pręży się z całych sił, na co jestem zmuszony przekręcić lekceważąco oczami.
Do diabła, po co to robisz?
- Nie widzisz różnicy, blondi? - Jednym ruchem ręki, przytwierdzam jej tułów do łóżka. - Raczej drobna z ciebie kobietka. Oszczędzaj siły na potem.
- Wal się. Mówiłeś, że nic mi nie zrobisz, jak będę cicho. - Jest na pograniczu krzyku.
Cholera, ona naprawdę się wkurzyła.
- Poprawka - to cię nie przelecę. - Mam dość odwlekania swojego celu.
Chwytam za krawędź jej majtek, które z lekka drastycznie naciągam w górę, tworząc z nich stringi. Z ust Cary wydobywa się - chyba nie spodziewany również dla niej - solidny jęk. Wzburzona, natychmiast osłania pośladki rękoma., ponownie zapodając tą żałosną defensywę.
- Nie - szepcze piskliwie. - Zacznę krzyczeć - uprzedza zdeterminowana.
- Zrób to, a go wsadzę. - Wiem, że czuje mój członek aż nadto.
Nie przejmując się protestami, muskam palcami jej kobiecość, ale kolejny raz dopadają mnie jej łapska. Zaczyna się tam osłaniać i wiercić. Sfrustrowany, przepycham się z nią dłońmi, starając się dostać miedzy nogi dziewczyny. Ona walecznie broni swojej świętości tymi cienkimi paluchami, zakończonymi niesprawiedliwie długimi paznokciami, a ja próbuję się przez nie przedostać, co chwilę nimi drapany.
To nawet wnerwiająco zabawne...
- Przestań!
- Zaraz będziesz prosić o coś zupełnie przeciwnego. - I na tym moja cierpliwość dobiega końca.
Łapię jej nadgarstki i zamykam w uścisku jednej dłoni. W końcu... Zaczynam delikatnie sunąć palcami przez materiał majteczek po kroczu dziewczyny, uciskając mocniej łechtaczkę.
- Nie możesz. Aaron...
- Spokojnie, malutka. Będzie ci przyjemnie - szepczę, zupełnie skupiony na moim zadaniu.
A ona swoje. Nosz kurwa. Nieustępliwie ucieka tymi biodrami. Zaciskam więc na nich uda, niwecząc ruch. Daję jej jeszcze klapsa, w ten idealnie krągły tyłek i... no. Teraz już jesteś moja.
Uchylam majtki Cary, od razu wkładając w nią dwa palce i żałuję, że nie mogę dokładniej jej tam zobaczyć przez mrok w pokoju.
Ja pierdole. Jest cała mokra.
- Aaa! - wrzasnęła zbyt głośno, do cholery!
Zmuszony oderwać się od cipki dziewczyny, błyskawicznie przykładam rękę do jej niegodziwych ust. Przy okazji dostaje do posmakowania samej siebie.
- Pom... Ty... Ku... - bełkocze, kiwając głową.
Przygniatam twarz Cary do poduszki, by wyzerować brzmienie sylab, a sam zaciskam mocno szczękę, żeby jakoś powstrzymać złość. Kurwa, nie jest z nią tak łatwo, jak przypuszczałem, że będzie. Prostuję plecy, nadal trzymając ją w poduszce, ponieważ ręce kurewsko mnie świerzbią i zapewne tylko cudem jeszcze nie oberwała.
- Cara, powoli mnie wkurwiasz. - Nie panuję nad rozwścieczonym tonem. - Starałem się zrobić to tak, jak kobiety lubią najbardziej, czyli dość subtelnie. Ale ty chyba nie przepadasz za tym sposobem, co? - Daje jej nabrać powietrza.
- Nie. Dotykaj. Mnie. Świrze - wysapała.
Że co?
- Jak mam cię nie dotykać, Caro? - Tym razem bez grama łagodności, znów wsadzam w nią dwa palce i zaczynam gwałtownie nimi poruszać, maltretując jej wilgotną, ciasną szparkę. - Tak?
Stęka, zaciskając się wokół mnie, dając tym do zrozumienia swój uporczywy brak zezwolenia.
- Jesteś taka mokra, że chcę wiedzieć, co ci się śniło. Powiedz mi. - Kciukiem ugniatam łechtaczkę dziewczyny, a w zamian ona zaczyna się trząść.
Kurwa, już?
Jej wrażliwe, młode ciało drży pod moim dotykiem, więc zaczynam posuwać palcami jeszcze szybciej, dzięki czemu zupełnie traci nad sobą kontrolę. Powoli się kruszy, ustępując mojej woli. Jęczy tak cudownie, że mam ochotę to nagrać. Poddała się. Mentalnie wbijam w nią flagę zwycięstwa.
- Proszę - szepcze.
Boże, miód dla moich uszu... Czuje jej niebywały, podniecający, kobiecy zapach i raduje mnie myśl, że będę mógł go mieć na dłoni.
- O co mnie prosisz?
Nie odpowiada, jakby żałując, że się odezwała. O nie, tak się nie będziemy bawić. Chcę to usłyszeć, mała. Wyciągam z niej palce.
Dziewczyna chwile leży nieruchomo, ale po sekundzie zaczyna ruszać biodrami, jakby głodna mojej ręki. Głośno oddycha, wyraźnie się męcząc z nienasyceniem.
- O co mnie prosisz? - powtarzam pytanie. - Teraz chcesz, żebym cię dotknął?
Hardo leży cicho, ale wiem, jak bardzo walczy z wywołanym przeze mnie podnieceniem. Sunę wzrokiem po stanie, do jakiego ją doprowadziłem i o mało nie wyciągam ze spodni swojego sprzętu. Jest teraz tak zajebiście seksowna, podczas gdy próbuje sama siebie przezwyciężyć.
Ale ja nie chcę czekać. Szarpnięciem za włosy, powoduję, że wygina plecy w łuk.
- Co mam zrobić? Powiedz mi, co chcesz, żebym z tobą zrobił?
- Dokończ to, co zacząłeś - mówi z żądzą, ale w środku pokruszona na miliony kawałków.
Na mojej twarzy rozkwita szeroki uśmiech. Jednak nic nie robię podczas mijających sekund.
- Och, zrób to, do cholery... - Wypycha do mnie swój spragniony tyłek, a ja niemal szczytuję.
Uderzam ją w pośladek, po czym znów przyciskam ją do materaca swoim ciałem. Jest niesamowita. Muszę złapać ją za szyję. I robię to, jednocześnie znów zanurzając w niej palce. Im szybciej nimi poruszam, tym mocniej duszę, w wyniku czego dobiega mnie jej szarpany oddech.
Budzi się we mnie ciemniejsza strona.
Pragnąca czegoś więcej, niż to...
- Co ro-bisz... - raptem zdołała powiedzieć.
Nie może oddychać, ale mimo to dalej robię swoje. Czuję, że jest blisko. Jeszcze tylko dwa ruchy i... Zdążam stłumić jej głośny orgazm, który wykrzykuje mi w rękę. Nieziemsko dochodzi. To lepsze nic trofea i laury... Sam wyszlifowałem sobie nagrodę.
Cara leży wyczerpana, oddychając szybko i nierówno. Za mocno ściskałem. A ja siedzę na niej dumny, niczym na zdobytej górze, obserwujący pokonaną drogę. Moment zajmuje mi oprzytomnienie z równie intensywnego dla mnie amoku, po czym wstaję na równe nogi. Pozwalam sobie jeszcze na pogłaskanie dziewczyny po głowie. Wraca do siebie.
- Teraz masz u mnie prawdziwy dług.
Zamykam drzwi i podchodzę do dziewczyny niesłyszalnie, gdyż dywan maskuje dźwięk moich kroków. Stoję nad nią i przeciągam wzrokiem po jej spowitym w mroku ciele, na którym dodatkowo cienie sprawnie kamuflują kolor jasnych włosów. Uwielbiam je.
Cholera. Kutas automatycznie reaguje mi na widok wypiętego w moją stronę tyłka Cary. Nie nasycił się piętnastominutowym seksem ze Scarlett i teraz wyrywa się do niej.
Nie.
Wyrywa się do niej, bo od początku miałeś ochotę ją zerżnąć i ustanowiłeś ją sobie za cel, Aaron. No tak. To też. Nawet podczas pieprzenia mojej dziewczyny myślałem o niej. Fakt. Ale nie mogę przecież jej posuwać. Przynajmniej na razie.
Jak na mnie, i tak długo trzymałem ręce przy sobie. Gdy śpi jest jeszcze bardziej słodka, apetyczna i... bezbronna. Mógłbym to załatwić już teraz, z szansą, że potem nie patrzyłbym na nią jako obiekt do zaliczenia.
Dziś czegoś nie dokończyliśmy. A raczej ona nie załatwiła, wtedy... w samochodzie. Chcę zrobić tak, by musiała mi się odwdzięczyć. By była mi winna przyjemność, jaką ja jej teraz zafunduję. A świadomość, że za ścianą śpi Scarlett jeszcze bardziej mnie pobudza.
Dwie kobiety pod moim dachem, po które wystarczy sięgnąć... Intrygująca sprawa, wymagająca natychmiastowego spełnienia.
Błyskawicznie na nią wskakuję, by nie zdążyła chociażby pisnąć. Siadam na jej udach, przygważdżam stopami kołdrę, którą jest nakryta do polowy nóg tak, by nie mogła ich stamtąd uwolnić i w porę zatykam jej usta ręką. Natychmiast zmierzam się z oporem i zagłuszanymi protestami. Próbuje wstać, ale nie radzi sobie z moim ciężarem, więc jest to niemożliwe.
- Bądź grzeczna - mruczę.
W odpowiedzi słyszę moje stłumione imię i prawdopodobnie przekleństwo. Blondynka stara się dosięgnąć do mnie rękoma, ale oczywiście nie ma szansy mnie chociażby dotknąć. Śmieję się, widząc jej żałosną próbę nadaremnej obrony. Ale lubię to.
To właśnie pragnąłeś zobaczyć.
Przymykam na sekundę oczy, gdy wierci pode mną pośladkami, powodując zupełny brak miejsca w moich bokserkach.
- Cicho, bo przerżnę cię jak dziwkę. - Wbijam w nią dosadniej krocze, żeby ostrzec, co mam w zanadrzu.
Jej wołanie przeradza się w stłamszone jęczenie i nieruchomieje. Tak jest. Ręce ułożyła przed siebie, lekko się na nich wspierając. Słuchem śledzi każdy dźwięk, jaki powoduję, zaczynając od cichych pocałunków na dolnych kręgach jej kręgosłupa. Koszulka podwinęła się do połowy pleców, po której powędrowałem nosem, wdychając głęboko zapamiętany zapach. Zatrzymuję się dopiero przy uchu. Przygniatam ją swoim ciężarem, czując jak z trudnością stara się oddychać. Mimo to, wbijam ponownie uwięzioną męskość w dresach w jej pupę.
- Jeśli Scarlett cię usłyszy, możesz pożegnać się z pomieszkiwaniem pod moim dachem. - Głos mam zachrypnięty, zdecydowany i kurewsko seksowny.
Chcę wzbudzić w niej podniecenie do tego stopnia, by mimowolnie doszła do orgazmu. A zacznę już teraz, od obiecującego dotyku. Potrzebuję do tego dwóch rąk, dlatego ufnie zsuwam dłoń z jej ust.
- Pojebało cię - charczy. - Złaź ze mnie natychmiast.
Podjudzany tymi słowami, zsuwam ręce po linii tali, usadawiając je dopiero na pośladkach dziewczyny.
- Mam przestać?
Odpowiedzią Cary jest chwycenie za moje nadgarstki. Pozwalam jej tymczasowo obronić swoją zacną pupcię przed moim atakiem.
- Nie pozwalaj sobie. Już raz uszkodziłeś mój tyłek.
- Lotty - wzdycham ironicznie. - To był tylko klaps. Uszkodzić cię dopiero mogę. - Uśmiecham się lubieżnie, żałując, że nie może tego zobaczyć. - Więc co zamierzasz zrobić?
- A ty? - spytała, wyraźnie rzucając mi wyzwanie.
Och, dziewczyno, nie rób tego.
- Więc... - Znów schylam się do jej ucha, rozstawiając ręce po obydwu stronach ramion blondynki. Bardzo podoba mi się ta pozycja oraz perspektywa, z jakiej mogę ją oglądać. - Zamierzam sprawić, że będziesz powstrzymywać wycie z rozkoszy.
Automatycznie przekręca głowę i patrzy na mnie kątem oka. Wyczuwam, jak zaczyna promieniować z niej zdenerwowanie. Nagle szybko podpiera się na łokciach i próbuje wyślizgnąć nogi spod więziennej kołdry, którą wciąż blokuję. Pręży się z całych sił, na co jestem zmuszony przekręcić lekceważąco oczami.
Do diabła, po co to robisz?
- Nie widzisz różnicy, blondi? - Jednym ruchem ręki, przytwierdzam jej tułów do łóżka. - Raczej drobna z ciebie kobietka. Oszczędzaj siły na potem.
- Wal się. Mówiłeś, że nic mi nie zrobisz, jak będę cicho. - Jest na pograniczu krzyku.
Cholera, ona naprawdę się wkurzyła.
- Poprawka - to cię nie przelecę. - Mam dość odwlekania swojego celu.
Chwytam za krawędź jej majtek, które z lekka drastycznie naciągam w górę, tworząc z nich stringi. Z ust Cary wydobywa się - chyba nie spodziewany również dla niej - solidny jęk. Wzburzona, natychmiast osłania pośladki rękoma., ponownie zapodając tą żałosną defensywę.
- Nie - szepcze piskliwie. - Zacznę krzyczeć - uprzedza zdeterminowana.
- Zrób to, a go wsadzę. - Wiem, że czuje mój członek aż nadto.
Nie przejmując się protestami, muskam palcami jej kobiecość, ale kolejny raz dopadają mnie jej łapska. Zaczyna się tam osłaniać i wiercić. Sfrustrowany, przepycham się z nią dłońmi, starając się dostać miedzy nogi dziewczyny. Ona walecznie broni swojej świętości tymi cienkimi paluchami, zakończonymi niesprawiedliwie długimi paznokciami, a ja próbuję się przez nie przedostać, co chwilę nimi drapany.
To nawet wnerwiająco zabawne...
- Przestań!
- Zaraz będziesz prosić o coś zupełnie przeciwnego. - I na tym moja cierpliwość dobiega końca.
Łapię jej nadgarstki i zamykam w uścisku jednej dłoni. W końcu... Zaczynam delikatnie sunąć palcami przez materiał majteczek po kroczu dziewczyny, uciskając mocniej łechtaczkę.
- Nie możesz. Aaron...
- Spokojnie, malutka. Będzie ci przyjemnie - szepczę, zupełnie skupiony na moim zadaniu.
A ona swoje. Nosz kurwa. Nieustępliwie ucieka tymi biodrami. Zaciskam więc na nich uda, niwecząc ruch. Daję jej jeszcze klapsa, w ten idealnie krągły tyłek i... no. Teraz już jesteś moja.
Uchylam majtki Cary, od razu wkładając w nią dwa palce i żałuję, że nie mogę dokładniej jej tam zobaczyć przez mrok w pokoju.
Ja pierdole. Jest cała mokra.
- Aaa! - wrzasnęła zbyt głośno, do cholery!
Zmuszony oderwać się od cipki dziewczyny, błyskawicznie przykładam rękę do jej niegodziwych ust. Przy okazji dostaje do posmakowania samej siebie.
- Pom... Ty... Ku... - bełkocze, kiwając głową.
Przygniatam twarz Cary do poduszki, by wyzerować brzmienie sylab, a sam zaciskam mocno szczękę, żeby jakoś powstrzymać złość. Kurwa, nie jest z nią tak łatwo, jak przypuszczałem, że będzie. Prostuję plecy, nadal trzymając ją w poduszce, ponieważ ręce kurewsko mnie świerzbią i zapewne tylko cudem jeszcze nie oberwała.
- Cara, powoli mnie wkurwiasz. - Nie panuję nad rozwścieczonym tonem. - Starałem się zrobić to tak, jak kobiety lubią najbardziej, czyli dość subtelnie. Ale ty chyba nie przepadasz za tym sposobem, co? - Daje jej nabrać powietrza.
- Nie. Dotykaj. Mnie. Świrze - wysapała.
Że co?
- Jak mam cię nie dotykać, Caro? - Tym razem bez grama łagodności, znów wsadzam w nią dwa palce i zaczynam gwałtownie nimi poruszać, maltretując jej wilgotną, ciasną szparkę. - Tak?
Stęka, zaciskając się wokół mnie, dając tym do zrozumienia swój uporczywy brak zezwolenia.
- Jesteś taka mokra, że chcę wiedzieć, co ci się śniło. Powiedz mi. - Kciukiem ugniatam łechtaczkę dziewczyny, a w zamian ona zaczyna się trząść.
Kurwa, już?
Jej wrażliwe, młode ciało drży pod moim dotykiem, więc zaczynam posuwać palcami jeszcze szybciej, dzięki czemu zupełnie traci nad sobą kontrolę. Powoli się kruszy, ustępując mojej woli. Jęczy tak cudownie, że mam ochotę to nagrać. Poddała się. Mentalnie wbijam w nią flagę zwycięstwa.
- Proszę - szepcze.
Boże, miód dla moich uszu... Czuje jej niebywały, podniecający, kobiecy zapach i raduje mnie myśl, że będę mógł go mieć na dłoni.
- O co mnie prosisz?
Nie odpowiada, jakby żałując, że się odezwała. O nie, tak się nie będziemy bawić. Chcę to usłyszeć, mała. Wyciągam z niej palce.
Dziewczyna chwile leży nieruchomo, ale po sekundzie zaczyna ruszać biodrami, jakby głodna mojej ręki. Głośno oddycha, wyraźnie się męcząc z nienasyceniem.
- O co mnie prosisz? - powtarzam pytanie. - Teraz chcesz, żebym cię dotknął?
Hardo leży cicho, ale wiem, jak bardzo walczy z wywołanym przeze mnie podnieceniem. Sunę wzrokiem po stanie, do jakiego ją doprowadziłem i o mało nie wyciągam ze spodni swojego sprzętu. Jest teraz tak zajebiście seksowna, podczas gdy próbuje sama siebie przezwyciężyć.
Ale ja nie chcę czekać. Szarpnięciem za włosy, powoduję, że wygina plecy w łuk.
- Co mam zrobić? Powiedz mi, co chcesz, żebym z tobą zrobił?
- Dokończ to, co zacząłeś - mówi z żądzą, ale w środku pokruszona na miliony kawałków.
Na mojej twarzy rozkwita szeroki uśmiech. Jednak nic nie robię podczas mijających sekund.
- Och, zrób to, do cholery... - Wypycha do mnie swój spragniony tyłek, a ja niemal szczytuję.
Uderzam ją w pośladek, po czym znów przyciskam ją do materaca swoim ciałem. Jest niesamowita. Muszę złapać ją za szyję. I robię to, jednocześnie znów zanurzając w niej palce. Im szybciej nimi poruszam, tym mocniej duszę, w wyniku czego dobiega mnie jej szarpany oddech.
Budzi się we mnie ciemniejsza strona.
Pragnąca czegoś więcej, niż to...
- Co ro-bisz... - raptem zdołała powiedzieć.
Nie może oddychać, ale mimo to dalej robię swoje. Czuję, że jest blisko. Jeszcze tylko dwa ruchy i... Zdążam stłumić jej głośny orgazm, który wykrzykuje mi w rękę. Nieziemsko dochodzi. To lepsze nic trofea i laury... Sam wyszlifowałem sobie nagrodę.
Cara leży wyczerpana, oddychając szybko i nierówno. Za mocno ściskałem. A ja siedzę na niej dumny, niczym na zdobytej górze, obserwujący pokonaną drogę. Moment zajmuje mi oprzytomnienie z równie intensywnego dla mnie amoku, po czym wstaję na równe nogi. Pozwalam sobie jeszcze na pogłaskanie dziewczyny po głowie. Wraca do siebie.
- Teraz masz u mnie prawdziwy dług.
~***~
Powiedzcie, że ktoś tu jeszcze jest...
Oceńcie.
Pozdrawiam x
Jestem ja i czekam na kolejny rozdział
OdpowiedzUsuńRównież jestem i wow, rozdział mega.
OdpowiedzUsuńZaczyna się nieźle rozkręcać a Aaron
na co raz więcej sobie pozwala :D
Czekam na następny, pozdrawiam :)
Jestem
OdpowiedzUsuńZapomnianyPodpis
Jestem! Pisz!"!
OdpowiedzUsuńNo i stało się to, przed czym Aaron tak długo się powstrzymywał. Zrobił to, dusił i jednocześnie doprowadził do rozkoszy. No, przyznaję, że to dość… nietypowe upodobanie, ale wiem, że historia ma charakter destrukcyjny.
OdpowiedzUsuńZupełnie nie boisz się i nie krępujesz opisywać takich scen i powiem szczerze, że świetnie Ci to wychodzi. Proszę o więcej takich. Wierzę, że to nie pierwsza i nie ostatnia noc Cary i Aarona. Czuję, że jeszcze dużo przed nimi.
(normalnie aż się podnieciłam!)
Czekam z wielką niecierpliwością na nowy rozdział!
Pozdrawiam serdecznie :)
http://mr-killman.blogspot.com/
Łooo :o No i Aaron nie wytrzymał xD
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, co tam jeszcze przed nami :P Czekam na jakieś gorące sceny w typie tej :D xD
Jesteśmy jesteśmy i czekamy :*
OdpowiedzUsuńWitaj,
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam Twoje rozdziały od początku i chciałabym Cię pochwalić za duże pozytywne emocje, jakie u mnie wywołałaś. Bardzo mi się podobało. Nie wiem, jak ty to robisz, że tworzysz tak długie rozdziały, które jednocześnie wcale czytelnika nie nudzą, a wręcz przeciwnie sprawiają, że chce się czytać jeszcze i jeszcze. Akcja jest świetnie zbudowana, a dialogi dobrze opisane. Czytając jednym tchem, oderwałam się od rzeczywistości. Dzięki tobie przeniosłam się do innego świata. Dziękuję! Cieszę się, że tutaj trafiłam. Czekam na kolejny rozdział.
Życzę dużo weny i zapraszam do mnie.
www.opowiesci-sovbedlly.blogspot.com
Haaaloo autorko :) wroc do nasss
OdpowiedzUsuńJustynaMickey
Hm... Aaron wiem co o nim napisać z jednej strony wkurza mnie to jak potraktował Carę, a z drugiej strony nie powiem, że ta scena mi się nie spodobała ;) Jestem ciekawa co Cara postanowi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!