sobota, 23 stycznia 2016

Rozdział 3

Cara
   Padające na niego promienie słońca przez okno ukazywały go w nieco lepszym świetle. I chodzi mi tutaj o dosłowny sens znaczenia tego zdania. Mogę dostrzec każdą plamkę w tęczówkach mężczyzny, których właściwie nie ma dużo. Jego czysto piwne oczy posiadają jedną paletę koloru, nie komponując z jaśniejszymi odcieniami. Są jak puszcza spowita w mroku; dzikie i tajemnicze. Zmuszają  do wsiąkania całą uwagą właśnie w ich głębie.
   - Cholera, oblałaś... kogoś ważnego - wycedził przez zęby. - Dlaczego to zrobiłaś? - Przymknął oczy, wyraźnie próbując zapanować nad ogarniającym go szałem. Trzyma mnie wysoko za łokieć, który w efekcie znalazł się na poziomie mojej głowy. - Zresztą, gówno mnie to obchodzi. Nie możesz tak traktować moich gości. Zrozumiałaś?
   Wiedziałam przecież, że będę miała kłopoty. A teraz Aaron jest na mnie wściekły i pewnie za moment wyrzuci mnie z domu. Cóż, jestem winna tylko sobie... Chociaż tamten ważny palant wykazał się brakiem szacunku, nie powinnam była poddawać się prowokacji, wiedząc jak dużo ryzykuję.
   Ciężko mi pokonać hardość, więc odpowiadam:
   - Puścisz mnie w końcu? - Zignorowałam upomnienie, zerkając wymownie na uchwyt.  
   - Czy zrozumiałaś?!
   Odpowiedz mu i okaż skruchę. Inaczej znajdziesz się na ulicy...
   - Tak. - Posyłam mu łagodny uśmiech, na tyle słodki, by go zemdlił. - Wybacz, to nie powinno mieć miejsca. - Przełykam dumę.
   Nie wiem czy odpowiedź go zadowala, ponieważ mierzy mnie przezornym spojrzeniem. Zatrzymuje wzrok na moich nagich nogach, najpewniej zastanawiając się, dlaczego znów świecę przed nim kawałem ciała. Po chwili wypala mi dziurę w majtkach swymi z lekka zadziwionymi, ale płonącymi oczami.
   - Idę na miasto. Muszę kupić parę rzeczy. - Odwracam jego uwagę, a on mnie puszcza.
   - Teraz? Chłopaki przyszli odbyć ze mną trening na siłowni. Facet, którego oblałaś jest ważnym dla mnie sponsorem. Miałem nadzieję, że w ramach zadośćuczynienia pomożesz go ugościć... - Po chwili ciszy dodaje pod nosem: - Fiut musi być ciągle zabawiany i obsługiwany...
   - Aaron, nie sądzę, żeby chciał mnie jeszcze oglądać. Po za tym, naprawdę muszę załatwić parę spraw.
   Stoi chwile nieruchomo z zaciśniętymi ustami. Przez ten czas przyglądam się jego sylwetce, w której odbijają się lata morderczych ćwiczeń.
   - Jeśli musisz... - wzdycha.
   Odwraca się, po czym kieruje do wyjścia. A ja nagle przypominam sobie o pewnej istotnej kwestii - pieniądze! Starczy mi zaledwie na obiad w mało wytwornej knajpie, dlatego zamierzałam pożyczyć od niego parę groszy na nowe ciuchy, czy inne potrzebne mi rzeczy. Ale teraz nie wydaje mi się na to odpowiedni moment, tym bardziej że Aaron zdążył zniknąć za drzwiami.
   Cholera.
   Wkładam odnalezione spodnie, biorę telefon, ostatnie banknoty i rozczesuję włosy gotowa do wyjścia. Przechodząc przez korytarz zauważam coś zbawiennego na komodzie - portfel? Niemożliwe. Leży tak i kusi w całej swej odsłonie, przez co oblewa mnie myśl, by... Nie mogę, nie jestem złodziejką.
   Idę do salonu, ale tam nikogo nie zastaję. Za to dobiegają mnie głosy mężczyzn z siłowni na poddaszu, na które nie wolno mi przecież wchodzić.
   Stoję w miejscu, rozważając to, co chcę zrobić. Cóż, będę musiała sama się obsłużyć, nie mając zwyczajnie wyboru? Potrzebuję kasy. Nie kradnę, pożyczam. Mam nadzieję, że on to zrozumie, gdy wszystko mu wyjaśnię. Na pewno ma masę forsy, bazując po wyglądzie jego domu. Może nawet nie zauważy braku dwóch stów w przesadnie grubym portfelu...?
   Wyciągam z przegródki dwa banknoty studolarowe, które dziwnie ciążą mi w dłoni niczym grzech na sumieniu, dlatego chowam je do stanika. Następnie wychodzę, czując jak palą mnie w skórę.
   To zły znak, myślę.
  
   Po zjedzeniu śniadania w niedalekim Bistro jestem gotowa wziąć się za szukanie odpowiedniego klubu. Dzięki funkcji GPS w telefonie wiem, że możliwości mam kilka w tutejszej okolicy. Nie znam dobrze Chicago. Jestem tu od niespełna dwóch miesięcy, więc racjonalne poruszanie się po tym mieście zawdzięczam tylko i wyłącznie nawigacji w komórce. No... może czasem jeszcze kogoś spytam o drogę.
   Nie chcę tracić pieniędzy na taksówkę, w wyniku czego postanawiam iść pieszo do pierwszej agencji zwanej "Polekatz Club". I wiem jedno; będę unikać wszelkich budynków o nazwach "Ruby", pod którymi może znajdować się moja niedoczekana praca. A przynajmniej tam gwarantował mi ją mój były szef, bo w końcu nie doczekałam się poczucia chłodu rury rzekomego klubu. Moim przeznaczeniem było zgnicie w rowie jako ćpunka.
   Zasrany Wilanowsky...
   Zawsze byłam na jego zawołanie. Pracowałam całe noce, mając tylko jedną, piętnastominutową przerwę, a na dodatek za dnia sprzątałam bar za darmo. Przecież to wszystko po to, by dać mu poczucie, że ma korzyść z ryzykownej dziewczyny bez dokumentów i bez pozwolenia na przebywanie w Stanach.
   Sądziłam, że miał ze mnie zysk...
   Może znalazł lepszą tancerkę, a nie chciał marnować wypłaty na kogoś takiego jak ja? Wiedział, że i tak nikt nie będzie mnie szukać.
   Cóż, lepiej niech myśli, że nie żyję.
   Ale żyję dzięki Aaronowi, któremu jestem bezgranicznie wdzięczna, który wypełnia mnie zainteresowaniem, którego nie potrafię rozgryźć. Ma w sobie coś takiego... innego. Jakby tkwił w nim pierwiastek degenerata, osadzający go bezkarnie na tronie świata.
   Nie mam pojęcia dlaczego tak go odbieram, ale już się nad tym nie zastanawiam. Główkuję nad sklepami do jakich wstąpię po wizycie w klubie.

Aaron
   Dobrze, że ten chory dzień się kończy. Wypełnia mnie frustracja i ból, gdy tak siedzę na tylnym fotelu samochodu i przykładam lód do oka. Gdyby Chuck nie postanowił mnie odwieźć, na pewno skończyłoby się to wypadkiem z mojej winy. Jestem zdekoncentrowany, myślami będąc jeszcze przy pojedynku, który miał miejsce dwie godziny temu. Obrazy krwi, ciosów oraz rozsypanych zębów krążą mi po głowie niczym stado galopujących koni. 
   Dziś przydzielono nam partnerów do walki - metalowe pałki nunczako. Ci popaprańcy zapragnęli urozmaicenia, co wyraźnie odczuło moje oko i bok. Zawsze mi powtarzali, że muszę panować nad napadami agresji, czego dziś nie zrobiłem - i co - to zagwarantowało moją wygraną. Ból ją wywołał. 
   Czasem dobrze jest nagiąć swoje zasady. No, przynajmniej na własną korzyść, ponieważ facet, którego pokonałem może już nigdy nie utrzymać łyżki... Ale to już mnie nie obchodzi. Obydwoje ryzykowaliśmy. 
   - W porządku, stary?
   - Tak - odpowiadam Chuckowi, gdy zatrzymuje auto przed moim domem.
   - Otworzysz sobie sam drzwi? - Śmieje się, a ja klepię go po ramieniu i mamroczę podziękowania za podwózkę. 
   Gdy stoję przed drzwiami, rozglądam się za Carą. Za moją słodką, zdradziecką Carą, która dodatkowo zniszczyła dziś mój humor. Przecież nie dałem dziewczynie kluczy, więc spodziewałem się jej siedzącej tutaj, na schodach i wpatrującej się tymi wielkimi, niebieskimi oczami w ulicę, pragnącymi ujrzeć mnie. Ale tak nie jest.
   Co ja z nią zrobię?
   Po chwili znajduję się we wnętrzu domu, wciąż myśląc o tej dziewusze. Podpadła dzisiaj dwa razy. O dwa razy za dużo...
   Idę do najbliższej łazienki, rezygnując z tej w moim pokoju. Rzucam swoją torbę w korytarzu.
   Najpierw oblała kawą mojego sponsora, a później nie zdała pewnego testu, przygotowanego chytrze przeze mnie. O tak, samotny portfel na komodzie, wyraźnie wypchany forsą. 
   Suka.
   Nie ujdzie jej to płazem. Nie chodzi mi o marne dwieście dolców, tylko o kradzież. Przyjąłem pod swój dach złodziejkę. Jestem skończonym kretynem. 
   Ściągam energicznie kurtkę, robiąc na złość obolałemu bokowi. Prowokuję palące mięśnie do wywołania syku z moich ust, któremu także się stawiam i nie pozwalam zabrzmieć. W następnym kroku koszulka ląduje na podłodze, a ja oglądam dokładnie swój tors przysporzyły w siniaki. Mój bok pięknie ozdobiony czerwonymi pręgami pulsuje chyba szybciej niż serce. Ale na szczęście nie mam otwartych ran, chyba że coś dzieje się wewnątrz mojego ciała. Zobaczę, jak jutro będę się czuć.
   - O mój Boże.
   Usłyszałem przy wejściu do łazienki, lecz nie muszę się odwracać, by zobaczyć kim wstrząsnąłem. W lustrze perfekcyjnie widzę fałszywie niewinną twarzyczkę Cary. Wróciła księżniczka. Nasze spojrzenia krzyżują się na tafli odbicia i dostrzegam jaka jest poruszona. 
   Ma spieprzać. Teraz, kiedy jej widok mnie wkurwia i podnosi ciśnienie, nie powinna mi się w ogóle pokazywać. Ponownie mam ochotę zrobić na przekór obolałym mięśniom i spuścić komuś łomot. Lepiej niech ucieka z mojego pola widzenia i to natychmiast.
   - Wyjdź - rozkazuję twardo, ku własnemu zdziwieniu, robiąc jej tym przysługę.
   Waha się, zapewne nie wiedząc, co mam na myśli. Czy każę opuścić łazienkę, czy może dom? W sumie, sam nie wiem co bym wolał.
   Na szczęście nie muszę jej wypychać i sama podchodzi do ewakuacji. Cofa się w kierunku... swojego pokoju, przez co ponownie wracam uwagą do moich obrażeń. Maść na opuchliznę, myślę i sięgam do szafki nad umywalką.

   Po wsmarowywaniu maści w różne części mojego ciała, zmierzam do kuchni. Umieram z głodu, co jeszcze bardziej wzbudza we mnie rozdrażnienie. Mam nadzieję, że Cara nie będzie pałętać się blisko mnie do końca wieczoru, bo nie mam dziś siły załatwiać z nią sprawy samotnego portfela. 
   Jednak tego dnia wszystko działa mi na przekór i widzę ją w kuchni.
   Kurwa.
   Stoi tyłem i kroi pomidora, mając przed sobą całą wystawę obkładu do kanapek, którą zauważam zaraz po zarejestrowaniu jej tyłka w bardzo obcisłych jeansach. Bluzka włożona w spodnie idealnie niczego nie zasłania. 
   Zauważa mnie.
   - Cześć. Robię kanapki. Mam nadzieję, że lubisz tutaj wszystko... - Wskazuje ręką na obstawiony blat różnymi produktami. 
   Nie odzywam się, stojąc w obrębie jadalni. Władam ciszą tak, by zaczęła dziewczynie ciążyć, dzięki czemu musi maskować speszenie. Spogląda na mnie ukradkiem z wyczekiwaniem.
   - Jesteś zły? Nie powinnam była wchodzić do łazienki, ale drzwi były otwarte, a twoje plecy... Dobrze się czujesz? Może obejrzy cię lekarz? Kiepsko to wyglądało. 
   Gdy podchodzę, moje kroki rozbrzmiewają głośno, powodując u niej wzdrygnięcia. Nie przekraczam jednak płytek kuchni, pozostawiając między nami spory dystans.
   Znów nerwowe spojrzenie. 
   - Byłem w pracy - tłumaczę. - Mówiłem, czym się zajmuję. 
   - Bardzo powierzchownie - odpowiada i chyba gryzie się w język. 
   Kładzie na talerzu kilka skibek chleba, a następnie rozkłada na nich warzywa i sery, które w ogóle mnie nie interesują. Sunąc palcem po dolnej wardze chłonę jej ciało wzrokiem. Niemal czuję ten sam żel na skórze blondynki, który wąchałem wczoraj przy stole, podczas gdy jadła. Dlaczego ona tak mnie prowokuje? Nawet Scarlett nie wznieca do tego stopnia moich sadystycznych upodobań.
   - A co z twoją pracą? Znalazłaś coś? - Mój głos nie zdradzał krztyny złości. 
   - Znalazłam. W niewielkiej knajpce. Później poszłam na zakupy i...
   - Naprawdę? Co kupiłaś?
   - Ymm... - Spogląda na mnie niepewnie. - Parę rzeczy. Muszę ci jeszcze coś powiedzieć...
   - Może mi je pokażesz? Chciałbym zobaczyć. - Gram z nią, czekając na odpowiedni moment.
   Gdy odrywa się od blatu, w przeciągu sekundy dopadam do Cary, nie pohamowany żadnymi skrupułami. A nawet wręcz przeciwnie - napędzany własną moralnością. Nim zdąża się zorientować, uderzam ją z całej siły otwartą dłonią w pośladek, rozkoszując się przez dosłownie moment miękkością tej części ciała. W zamian w moich uszach rozbrzmiewa skowyczy pisk dziewczyny.
   - A-a-a. - Z zaciśniętymi powiekami osuwa się na podłogę tuż pod moimi nogami i trzyma za obolałe miejsce.
   Cholera, to było naprawdę mocne. Może nawet zbyt mocne, jak na jej wytrzymałość. Plask ciosu rozniósł się po całym domu, tak myślę. Pierwszy raz podniesienia na nią ręki okazał się niesamowicie przyjemny. Do diabła, chcę to zrobić ponownie. I jeszcze raz. Pragnę załapać za włosy, które opadły jej na twarz, a potem...
   - Ochujałeś?! - cedzi.
   - Ciesz się, że to nie była twoja twarz.
   - Co to w ogóle miało być?! Boli!
   Na ostatnie słowo mój uśmiech sam lekko rozkwita. Nie panuję nad satysfakcją. Widząc ją pokonaną na podłodze, pogrążoną w resztkach cierpienia, wyobrażam sobie ślad mojej ręki na jej nieszczęsnym pośladku. Chcę go zobaczyć.
   Schylam się i szarpię Lotty za smukłe ramiona w górę, sprawnie panując nad chęcią załapania za włosy. Natychmiast wyrywa ręce, gdy przyciskam ją do blatu.
   - Muszę mówić za co?
   Marszczy brwi.
   - Nie wiem, chodzi ci o pieniądze, które wzięłam z twojego portfela? Gdybyś dał mi dojść do słowa, sama bym ci o tym powiedziała! - Ukazuje swą złość bardziej niż ja.
   - Nie chodzi mi o jebane dwieście dolców, myszko. - Wkładam kosmyk włosów za jej ucho i uporczywie staram się nie zjechać dłonią na szyję blondynki. - Nie zdałaś tego testu i nie wiem co mam teraz z tobą zrobić. Okazałaś się być złodziejką. Chyba popełniłem błąd, wpuszczając cię do domu, nie uważasz? - spytałem spokojnym głosem, doprowadzającym nawet mnie do szaleństwa.
   - Za to ukarałeś mnie jak dziecko?! To chore! - Odpycha mnie. - Chciałam spytać, czy mogę pożyczyć tą kasę, ale byłeś na poddaszu w zakazanym dla mnie miejscu - mówi kpiarsko. - Oddam ci całą sumę jak tylko zarobię, przysięgam.
   Mierzę ją wzrokiem.
   - Nie powinnam była ruszać portfela, a ty nie powinieneś był mnie uderzyć - dodaje pretensjonalnie.
   Co? Pretensjonalnie?
   - Nie będziesz mówić w moim domu co mogę, a czego nie. Spierdalaj mi z oczu, zanim wyrzucę cię za drzwi!
   - Czekaj, nie chciałam cię...
   - Już!
   Ta mała suka ma czelność jeszcze mnie pouczać! Chcę mówić co powinienem i co nie wskazane z mojej strony? Jest zupełnie zdana na moją łaskę i dzięki mojej łasce ma gdzie przycumować dupę. Nie wymagałem od niej niczego, żadnych opłat, żadnych przysług, a ta małolata tak się odwdzięcza.
   Napadają mnie duże wątpliwości co do pozwolenia, by tu mieszkała. Nie wiem co zrobię, ale na szczęście zamknęła się w swoim pokoju i już nie muszę jej oglądać. Moment? Nie muszę? Kiedy patrzenie na nią sprawia mi rozkosz. Może zacznę brać własnowolnie od niej przyjemności... Jak jeszcze raz mnie wkurwi, na pewno to zrobię. Muszę nauczyć się czerpać korzyści z tej sytuacji i z tej młodej dziewczyny.

Cara
   5 dni później...
   Budzi mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Mimo to nie wstaję tylko nasłuchuję, czy pan domu raczy otworzyć. Mijają sekundy, podczas których zmęczone oczy znów mi opadają, żądając snu. Jednak po raz kolejny słyszę dobijanie do drzwi, tym razem poprzez pukanie. To mi uświadamia, że Aarona znów nie ma, albo nawet nie wrócił na noc. 
   A niech go... Wstaję ledwo przytomna, potykając się o kapcie, które próbuję włożyć. Jestem jednak taka zaspana, że rezygnuję z tego pomysłu. Zła człapię na bosaka ku drzwiom z powiekami przymkniętymi do połowy. Zabiję tego, co wymyślił dzwonki. Zabiję siebie, jeśli zaraz nie dostanę zasłużonego snu po całonocnej pracy. 
   Nie mam na tyle siły, by obchodziło mnie kto znajduje się za drzwiami, dlatego po prostu przekręcam zamek i otwieram. 
   Przede mną stoi zniecierpliwiona kobieta o karmelowym kolorze włosów i tylko chwilę zajmuje mi jej rozpoznanie. Nie raz przechodziłam obok zdjęcia ukazującego ją w poważnej, ale zarazem seksownej odsłonie. Scarlett, "tak jakby" dziewczyna Aarona. 
   Orientuje się jak wrogo na mnie patrzy, usilnie starając się ukryć zdziwienie. Nie mam tego za złe. W końcu drzwi od domu jej chłopaka otwiera jakaś obca lafirynda. 
   Usta Karmelowej drgają niepewnie. Chyba nie wie co powiedzieć, a ja wcale jej tego nie ułatwiam. Jestem wykończona i nie chce mi się wszczynać rozmowy, czy wyjaśnień co do mojego pobytu tutaj. Jedyne o czym marzę, to znaleźć się z powrotem w łóżku, dając ukojenie obolałym nogą. 
   - A ty kto? - pyta w końcu. 
   Ton ją zdradził. Jest roztrzęsiona w swoim szoku. 
   - Co tu robisz? 
   Świetnie, zaraz utonę w pytaniach, a naprawdę nie mam na to siły.  
   - Cara, mieszkam tu. 
   - Co ty mówisz dziewczyno? Zawołaj Aarona.
   - Nie ma go. 
   Kobieta prycha mi prosto w twarz. Mam wrażenie, że już zionie do mnie nienawiścią i najchętniej użyłaby swojej wysokiej szpilki do wgniecenia mojej głowy w ziemię.  
   - Po prostu powiedz, że jest pod prysznicem. Dziwko. 


~***~
Jestem już, jestem. 
Miałam duży problem z tym rozdziałem. Podczas jego pisania towarzyszyły mi wątpliwości co do całego opowiadania. Ale Wasze wspaniałe komentarze mnie zmobilizowały i spięłam dupsko. 
DZIĘKUJĘ!
Wiem, że te trzy rozdziały za dużo nie wyjaśniają ani nie rozjaśniają całej historii, ale postaram się to robić stopniowo. 
Przygotujcie się na coraz mroczniejszego Aarona.  
pytania? - ASK
  

8 komentarzy:

  1. Łoooo :o
    Jestem ciekawa, kiedy Aaron w końcu nie wytrzyma przy Lotty. :o To będzie... :o
    Mówiłam już, że strasznie mi się podoba podział na perspektywę Aarona i Cary? Świetny pomysł. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm, w zasadzie...nie wiem co myslec o tym rozdziale. Nie jest zly, ale w porownaniu do wcześniejszych...ujme to tak: czytajac ten rozdzial nie czulam tej hmm ekscytacji? Czytalam bo czytalam. I tyle. Ale nie jest zle.

    NieMaPodpisu

    OdpowiedzUsuń
  3. Proszę o dokonanie poprawki w zgłoszeniu.
    http://katalog-opowiadan-lgbt.blogspot.com/p/zgoszenia.html

    OdpowiedzUsuń
  4. O matko, trafiłaś idealnie w moje "blogowe upodobania"! Tak naprawdę nie przeczytałam jeszcze tego rozdziału, tylko poprzednie, ale wieczorem przeczytam również i ten (ponieważ blog spodobał mi się BARDZOOOOO) Jedyne co mi się nie spodobało to, to że Cara nie powiedziała mu prawdy o sobie, bo z reguły wiem,że takie akcje nie kończą się dobrze. No, ale dla tego pewnie będzie ciekawsze.. :D

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie http://dwatygodniee.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak obiecałam,przeczytałam to skomentuję ;)
      Po pierwsze.. Zaczynam bac się Aarona, przecież on nie zna Cary więc takie zachowanie...no,nie ładnie,nie ładnie. Najlepsza jest końcówka 😂 juz chce przeczytać w następnym rozdziale jak na takie zachowanie Scarlette reaguje nasza bohaterka! No i oczywiście jak dalej będzie zachowywał się Aaron..mam nadzieję ze szybko da kosza Karmelowej. Co do jego skłonności do agresywnego zachowania jestem mega ciekawa jak dalej rozwinesz ten wątek, bo wydaje się być trudny..To chyba na tyle, oczywiście caly rozdział podobał mi się bardzo (jak juz wcześniej napisalam..opowiadanie w moim guście xD) takze czekam na dalsze rozdziały ;)
      Pozdrawiam Nancy :*

      Usuń
    2. Tak jak obiecałam,przeczytałam to skomentuję ;)
      Po pierwsze.. Zaczynam bac się Aarona, przecież on nie zna Cary więc takie zachowanie...no,nie ładnie,nie ładnie. Najlepsza jest końcówka 😂 juz chce przeczytać w następnym rozdziale jak na takie zachowanie Scarlette reaguje nasza bohaterka! No i oczywiście jak dalej będzie zachowywał się Aaron..mam nadzieję ze szybko da kosza Karmelowej. Co do jego skłonności do agresywnego zachowania jestem mega ciekawa jak dalej rozwinesz ten wątek, bo wydaje się być trudny..To chyba na tyle, oczywiście caly rozdział podobał mi się bardzo (jak juz wcześniej napisalam..opowiadanie w moim guście xD) takze czekam na dalsze rozdziały ;)
      Pozdrawiam Nancy :*

      Usuń
  5. A już byłam pewna, że między nimi do czegoś dojdzie. Tymczasem dziewczyna poznaje ciemną twarz Aarona, swojego nowego… kolegi. Też bym się wkurzyła na miejscu mężczyzny, a ten chciał tylko ją przetestować. Cóż, nie zdała egzaminu i spotkała ją kara. Nie dziwię się, że Aaron ma wątpliwości, czy dobrze postąpił. Oprócz tego, że jest brutalny, ma chore obsesje i niebezpieczną „pracę”, to mimo wszystko jest normalnym człowiekiem – nie toleruje złodziejstwa, szczególnie we własnym domu. Chociaż Lotty mogła od razu powiedzieć mu, że pożyczyła kasę i odda. Dość agresywnie zareagowała na satysfakcjonujący go klaps w pośladek i myślałam, że naprawdę zaraz pociągnie ją za włosy i coś tam jej zrobi, ale… powstrzymał się. Ciekawe, czy następnym razem się odważy?
    Oj, spotkanie z „tak jakby” dziewczyną Aarona niezłe! Zastanawiam się, jak on na to zareaguje. Teraz kiedy Scarlet dowiedziała się, że mieszka tu jakaś Cara, nie wpuści już Aarona do łóżka… ups!

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie lubię Scarlett i na pewno jej nie polubie. Hm... czyli Aaron lubi zadawać ból? W takim razie dlaczego Cara od niego nie ucieka? Rozumiem, że nie ma pieniedzy, ale jakaś rodzina,czy znajomi?
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń