poniedziałek, 28 grudnia 2015

Rozdział 1

   Cara
   Och, jak tu duszno... Wnętrze limuzyny wypełnił zapach papierosów, który chyba do reszty wsiąknął w marynarki mężczyzn wokół mnie. Do tego pomieszana woń potu z wodą kolońską oraz szampanem powodowały zawrót głowy i duchotę. Co prawda mój kremowy płaszcz jest o wiele za cienki na mroźną pogodę za oknem, lecz tutaj, na fotelu samochodu gotuję się w nim.
   - Naleję ci, Lotty. W końcu musimy porządnie uczcić twój awans. - Wyszczerzył się mój szef, niczym rekin, planujący atak na swą ofiarę. Jego oczy błyszczą zagadkowo, gdy siedzi na przeciw mnie i leje do kieliszka szampana.
   Po chwili podaje mi go, a ja pragnę jedynie ochłodzić się nim od środka, by jakoś zniweczyć ciepło w moim ciele. Czy tylko ja odczuwam tak duże gorąco!? Mam nawet wrażenie, że skóra fotelu, na którym siedzę pali mnie przez spodnie.
    - Klub "Ruby" przyjmuje najlepsze striptizerki w Chicago. Powinnaś czuć się wyróżniona. Nie każdą dziewczynę możemy polecić - dodał menadżer agencji, w której do niedawna kręciłam tyłkiem, by jakoś zarobić na mieszkanie u znajomej z podobnej branży. - Nieźle tam płacą. Będziesz zadowolona, Lotty.
   Muszę znieść jego przydługawe, obślizgłe spojrzenie i powstrzymać się przed wykrzywieniem twarzy. Jak mam być zadowolona z pracy, której nie znoszę? Chcę mi się wymiotować, na myśl o przekrwionych gałkach ocznych zalanych facetów i o ich bezczelnych łapach, wdzierających się na scenę, żeby mnie dotknąć lub podciągnąć spódniczkę.
   Uśmiecham się najpogodniej jak umiem. Wypijam do dna szampana o nienaturalnym smaku i staram się fantazjować tylko o wyższej wypłacie, którą rzekomo będę dostawała. Poprzednia nie zaspakajała moich wyrzutów sumienia, związanych z tym, czym się zajmuję.
   Zresztą, i tak powoli je tracę...
   - Jestem wdzięczna - mówię, przez chwilę zastanawiając się, dlaczego akurat mi zaoferowali pracę w jednym z najlepszych klubów w Chicago.
   To rzeczywiście niezły awans, zważając na to, iż inne dziewczyny były nawet po szkołach tańca i ruszały się o wiele lepiej ode mnie. Ładniejsze, smuklejsze, giętsze, a na dodatek z większymi umiejętnościami. Ja mam za sobą jedynie parę lekcji i wskazówek, dotyczących jak poruszać się przy rurze.
   Wcześniej się nad tym nie zastanawiałam, ponieważ byłam zbyt rozradowana wieścią o przewidywanych lepszych zarobkach, jednak teraz wydaje mi się to dość dziwne.
   Dlaczego ja?
   Nagle zaczyna mi się kręcić w głowie. Cara, proszę, to był tylko mały kieliszek szampana! Nie rozumiem, zdarzało mi się przyjmować o wiele większą dawkę alkoholu, po której nic mi nie było. Oczy pokryła jakby mgła, przez co ledwo widzę. Co mi się, do cholery, dzieje? Myśli chyba straciły racjonalną przyczepność, gdyż zaczynam nie poznawać ludzi w okół mnie, ani wnętrza pojazdu.
    Patrzą na mnie, wszyscy tu wnikliwie na mnie patrzą...
   Chwytam z całej siły swoją torbę, zawierającą mój cały dobytek. Ścisnęło mnie w żołądku. Zakasłałam, zginając się w pół, o mało nie wypluwając łomoczącego serca. Patrząc na rozmazane twarze czwórki mężczyzn mam ochotę uciec, ale kończyny przestały mnie słuchać. Tylko dłonie trzymają kurczowo uchwyt torby.
   - Zadziałało.
   Usłyszałam, po czym bezwładnie mną zakołysało.
   - Niech tu się zatrzyma.
   - Czekaj, jedzie za nami auto.
   - Nie lepiej było dać jej kulkę?
   - Szukaliby mordercy, a wolałbym nie ryzykować. Tu uznają ją za anonimową ćpunkę. Nie ma pozwolenia na przebywanie w Stanach, brakuje jej nawet paszportu. Zatrzymaj się!
   Nie dociera do mnie sens wypowiadanych słów. Musieliśmy stanąć, bo już się nie ruszam. O co tu chodzi? Głowa mi pęka.
   - Wrzuć ją do tego rowu.
   Szarpnięto mnie za ramiona, a za chwilę nogi posunęły bezwładnie po... trawie? Czuję rześkie i mroźne powietrze, które spowodowało u mnie dreszcze. A następnie już całkowicie ogarnia mną chłód.
   - Wyrwij jej torbę z rąk!!!
   -  Trzyma zbyt kurczowo, proszę pana.
   - Zbliża się samochód, musimy ruszać!
   Leże przemarznięta, nie wiedząc gdzie jestem i co się ze mną dzieje. Jedyne co odczuwam to zimno.

Aaron
   Może powinienem zawrócić i pojechać do Scarlett?  W sumie, chce mi się pieprzyć. O tak... po całym ciężkim dniu potrzebuję wyładowania i odprężenia. Jednak kiedy znów przyjadę tylko po to, by ją zerżnąć wścieknie się i wyrzuci mnie za drzwi... Kurwa.
   Muszę się powstrzymać. Poza tym, moja dłoń znów zaczęła krwawić, w wyniku czego bandaż doszczętnie przesiąkł krwią. Trzeba go zmienić.
   Przejeżdżając przez las spowity w ciemnościach nocy, odrzucam swoje fantazje erotyczne na później. Widok tłumu mrocznych drzew mnie uspokaja. W pewien sposób lubię się z nimi utożsamiać, odczuwając ich nieskrywaną potęgę, podczas gdy tak stoją i wzbudzają niepewność oraz strach. Są panami.
   Tylko ja mknę drogą i tylko ja rzucam światło na asfalt. Uwielbiam tędy jeździć zarówno jak biegać późnym popołudniem lub wczesnym rankiem. Wtedy jestem cholernym kłębkiem myśli, spuszczającym z siebie agresję, energie i tony potu.
   Nucę piosenkę Stonesów, obmyślając plan na zgodę ze Scarlett. Może jakaś błyskotka sprawiłaby, że wpuści mnie do łóżka?
   I zanim uświadomię sobie, co tak naprawdę zobaczyłem, hamuję z piskiem opon.
   - Co u diabła? - wysapuje pod nosem, sam lekko zszokowany swoją impulsywnością.
   Moment patrzę ślepo przed siebie, zastanawiając się, czy oczy nie zakpiły ze mnie, po czym szybko jednak postanawiam to sprawdzić. 
   Opierając łokieć o oparcie fotela, cofam się o kilka metrów i wlepiam wzrok w przydrożny rów. 
   Widzę cholerne ciało. Co... Chyba dziewczyna. 
   Jedź dalej, Hogan. Ma cię to nic nie obchodzić - jak zwykle moja egoistyczna strona podsuwa mi wygodne rozwiązania. Jeśli się w to wplączesz, czeka cię policja i przesłuchanie, a przecież wiesz jak musisz jej unikać. 
   Reflektory mojego samochodu oświecają jasne włosy blondynki, leżącej na brzuchu, głową do ziemi. 
   Ćpunka albo dziwka. Jedź!
   Wpatruję się w nią i szukam czegoś, co by mnie zatrzymało. Walczę w środku z samym sobą, doszukając pretekstu do odjechania i do pozostania... Ma cienki, sterczący nadgarstek wyłaniający się z rękawa płaszcza.
   Zaraz, poruszyła się! Moje sumienie wygrało. A to nowość. 
   Wychodzę pośpiesznie z samochodu, przeklinając w myślach. Obchodzę maskę mojego Grand Cherokee i już nad nią stoję. Kucam, potwierdzając swoje przypuszczenia - oddycha. 
   - Hej, słyszysz mnie? - pytam, odwracając ją delikatnie na plecy. 
   Ma brudne czoło i policzki od ziemi. Po za tym, nie widzę dokładniej jej twarzy, ale potrafię dostrzec, że jest ubrana normalnie. Nie jak tania, porzucona prostytutka.
   - Dziewczyno, co ci się stało? Jesteś połamana? 
   Otwiera oczy i mruczy coś przez zęby. Niespodziewanie zaczyna osuwać się w dół rowu, dlatego łapię ją dwoma rękami za kołnierz i podciągam. Wtedy ona wymiotuje. Tak nagle. Zdążam tylko odgarnąć jej włosy, kiedy nachyla się nad trawą. 
   - Krew. Zapach - wystękała, gdy już skończyła. 
   Z początku nie wiem o co jej chodzi, ale po sekundzie zerkam na swoją zakrwawioną dłoń. Bandaż kompletnie przesiąkł... Kurwa mać. Później będę się tym przejmować.
   Poczułem się bezradny, patrząc na tą bladą i bezwładną kobietę. Nie mam pojęcia, co mam z nią zrobić, więc wyjmuję telefon gotów zadzwonić na pogotowie.  
   Szlag! Brak zasięgu... A tak zachwycałeś się tymi pierdolonymi drzewami...
   Nie widzę innego rozwiązania, jak zabrać ją do siebie.
   - Mam nadzieję, że nie jesteś połamana, bo mam zamiar przenieść cię do samochodu.
   Nie doczekuję odpowiedzi, więc już po chwili posadzam ją na przednim siedzeniu. Błyskawicznie znajdując się obok niej, zauważam, jak cała się trzęsie. Oby tylko z zimna...
   Kręcąc głową z niedowierzania, zdejmuję kurtkę, nakrywam ją, a następnie ruszam.
   - Co ja, kurwa, wyprawiam? - mruknąłem sam do siebie, nie zdolny zrozumieć własnych działań. Normalnie, gdybym miał pewność, że nie ma w sobie żadnej zarazy, pewnie bym ją tam jeszcze przeleciał i odjechał bez żadnych wyrzutów sumienia. A teraz co odpierdalam? Bawię się w debilnego dobrodusznika.
   - Co się dzieje?
   Dotarł do mnie jej słaby głos. Zerkam w jej stronę, na twarz, na której maluje się smętny wzrok. Chciałbym zobaczyć dokładniej rysy twarzy blondynki i oszacować chociaż, ile może mieć lat.
   - Wiozę cię do mojego domu - uświadamiam oschle, po czym zauważam, jak wdzięcznie opatula się moją kurtką, pod którą ukrywa torbę. - Jak masz na imię?
   To chyba proste pytanie?
   Głowa skinęła jej w moją stronę i już uchyla usta, żeby się odezwać, gdy z powrotem je łączy. 
   Wzdycham wściekle.
   - Naćpałaś się czegoś? Ile masz lat?
   - Lepiej mi - stęka tylko. 
   - Oczywiście, że ci lepiej. Wyrzygałaś to co wzięłaś.
   
   Siedziała cicho przez resztę drogi. Gdy staję na podjeździe przed domem, moja pasażerka trwa jakby w pół śnie. Szepnęła coś, że jest wykończona, a ja nie mając wyboru znów jestem zmuszony ją nieść. Na szczęście to dość drobna dziewczyna. 
   Wolę nie przerzucać jej przez ramię, gdyż boję się, że znów puści pawia, dlatego chwytam ją w poprzek. 
   Z trudem wyjmuję klucze z kieszeni i otwieram drzwi od domu. Gdy w końcu wchodzę i zapalam światło, blask oświeca mi jej twarz. 
   No. Niezła, oceniam jako pierwsze będąc typowym samcem. Długie blond włosy, przybrały postać lekkich fal, których pojedyncze pasemka przykrywają delikatne rysy twarzy. Zgrabny nos i duże usta, gęste rzęsy i cera zdradzają jaka jest młoda. Przy tym zdaje się być niesamowicie seksowna i kobieca. Ma słodką twarzyczkę, ale w której jest zaklęta też pewność siebie, ukształtowana... Czym?  Przeżyciami?
  Twój typ, Aaron...
   Wydaje mi się, że gdzieś ją widziałem.
  Niosę dziewczynę do pokoju gościnnego i tam kładę ją na łóżku. Zaczyna się na nim wiercić, ale po chwili nieruchomieje. Dobrze. 
   Pokój ma przyłączoną małą łazienkę, do której natychmiast się udaję, żeby sprawdzić co z moją krwawiącą dłonią. Pieprzona walka z Garneyem dała mi w kość...

Cara
   Pamiętam, że zwymiotowałam. Ale jakim cudem? Nie ważne. Od tamtego czasu kręcenie w głowie, oczy pokryte mgłą, ściskanie w żołądku, bezwładność i całkowite zdezorientowanie przemijały. Teraz czuję się dużo lepiej, chociaż nie przypominam sobie, co działo się w najbliższym czasie. 
   O kurwa, gdzie ja jestem?! Siadam na łóżku, rozglądając się po przestronnym pokoju urządzonym w jasnych kolorach. Dźwięk wody powiódł moją głową w prawą stronę, ku... łazience, w której ktoś stał. O w mordę, ujrzałam postawnego mężczyznę, zmywającego z rąk coś czerwonego!
   Głupia, nie wymijaj tego słowa! Krew!
   Niech to! W co ja się wpakowałam? Momentalnie rzucam okiem na swoją sylwetkę i sprawdzam, czy mam wszystkie części ciała. Jestem zapakowana w swój płaszcz tak, jak powinnam. Nie czuję się też przewiercona jakimś ogromnym kutasem, więc chyba fizycznie ze mną w porządku. Na dodatek, moja torba grzeje miejsce tuż obok mnie.
   Instynktownie już mam wziąć nogi za pas, gdy... 
   - W końcu potrafisz się ruszyć. 
   Usłyszałam nadchodzący, niski głos tego faceta, wywołujący ciarki na plecach. Kątem oka widzę, że zbliża się ciężkimi krokami, na co natychmiast wstaję. A po chwili znajduję się już po drugiej stronie łóżka, oddalona od jego napakowanej sylwetki w miarę możliwości.
   - Mów kim jesteś i co ja tutaj robię! - krzyknęłam, zachowując zimny ton. Nie mogłam nie zerknąć na jego czerwonawe dłonie. 
   Dopiero później patrzę mu w twarz. Brunet, ciemne oczy, zarost, wydaje się kipieć zaborczością. Na pewno morderca... Boże, dopomóż!
   Zaklął, jakby zły na siebie.
   - Już tłumaczę. Nie chcę uchodzić za żadnego porywacza, dziewczynko. - Spojrzał na mnie spode łba, niemal paraliżującym wzrokiem. - Historia jest krótka. Jechałem przez las, zobaczyłem cię w rowie, podszedłem, zwymiotowałaś, mamrotałaś coś o krwi. Później nie miałem zasięgu, by zadzwonić na pogotowie, więc zabrałem cię do siebie. - Zmierzył mnie bez zainteresowania. - Więc teraz, jak już ci lepiej i nie potrzebujesz lekarzy, możesz spadać.
   - Chwila! - Unoszę palec w geście protestu. - Po pierwsze nie jestem żadną ćpunką, a zwymiotować musiałam przez krew, którą miałeś... masz na rękach. - Rzucam mu dzikie spojrzenie. - Przez jej zapach od dziecka jest mi niedobrze. A po drugie... Tak po prostu wziąłeś obcą osobę do domu? - Nie dowierzam temu, co zrobił. 
   Jeśli kłamał?
   Podchodzi o dwa kroki, a na jego twarzy rozciąga się łajdacki uśmiech. Zaciera ręce.
   - Po pierwsze - zaakcentował te słowa, naśladując mnie. - Przez moją krew na rękach zapewne uratowałem ci życie. W końcu wyzbyłaś się TEGO CZEGOŚ, co w sobie miałaś, tak?. Polepszyło ci się, prawda? - spytał z przerysowaną troską. - A po drugie, miałem cię tam zostawić? Uznałem, że w razie potrzeby poradzę sobie z tobą w walce wręcz. Bez urazy, ale nie wyglądasz na gangstera pierwszej klasy - warknął, a na jego czole pojawiła się zmarszczka, dowodząca o zirytowaniu sytuacją.
   Słysząc co powiedział, nieco pewniej posunęłam wzrokiem po jego sylwetce, jeszcze raz kalkulując nadanie mu metki przestępcy. Czy chciał rzeczywiście tylko pomóc? Nie ufam bezinteresownym ludziom.
   Och! Nagle zaczynam sobie przypominać, co działo się przed wrzuceniem mnie do rowu. Pieprzeni... Niewyraźne obrazy błyskawicznie układają się w całość w mojej głowie, sprawiając wyraz szoku na mej twarzy.
   - Dobra. Słuchaj, nie mam czasu. A skoro nic ci nie jest i cudem wróciłaś do żywych, może już pójdziesz? - odezwał się on. Podaje mi moją torbę i powoli zaczyna pchać ku wyjściu z pokoju.
   Nie chce mnie tu. To też dobry znak. Ale wiedząc, że jestem na zerowej pozycji w moim zasranym życiu - znów! - nie wiem co mam ze sobą zrobić. Mój szef chciał mnie zabić, zostawiając w rowie, naćpaną czymś, co dodał mi do szampana. Pozbawił mnie pracy i dachu nad głową, ponieważ nie mogę przecież wrócić do mieszkania znajomej, które położone jest dwa piętra wyżej nad klubem, w którym pracowałam jako striptizerka! Nie mam papierów na przebywanie w Stanach, nikt mnie nigdzie nie przyjmie!
   Znów ten sam pech...
   Nim się zdążam zorientować, już stoimy przed drzwiami wyjściowymi jego domu.
   Nie...
   Otwiera je, a mnie owiewa chłodny wiatr, przypominający jak zimno było w tym przeklętym rowie.
   Nie...
   - Żegnam.
   Nie!
   - Poczekaj, poczekaj proszę. - Staję mu na przeciw i lekko dotykam mu klatki piersiowej. - Nie mam gdzie się podziać. 

Aaron
   Patrzy na mnie tymi wielkimi, maślanymi, niebieskimi oczami, błagając nimi o to, bym pozwolił jej zostać.
   Świetnie do kurwy nędzy! Co mam zrobić? Na dodatek czuję, jakby jej dotyk działał przez ubranie, topiąc lód wokół mojego zamarzniętego serca. Prócz tego, tak cholernie kogoś mi przypomina...
   To tylko młoda, zagubiona dziewczyna. 
   Mam ochotę ją zlać...
    - Słuchaj nie znam cię, ale bardzo przydałby mi się nocleg. Wierze, że nie jesteś niebezpieczny.
   Och, jak bardzo się mylisz.
   - Chciałeś mi pomóc, tak? Tą krew też na pewno da się wytłumaczyć, co?
   - Zraniłem się - tłumaczę krótko, na co ona się rozluźniła. 
   - Zdaje sobie sprawę z tego, że też mnie nie znasz i wiadomo... Ale przysięgam, nie będę stanowić problemów. Nie jestem żadną dziwką, umiem gotować i...
  Chwytam blondynkę mocno za ramię. Wzdryga się, po czym spłoszona milknie. Szarpię ją na dwór i tam zostawiam, zamykając drzwi.
   Wkurwiony opieram się o nie po drugiej stronie.
   Dla twojego dobra, lepiej żebyś tu nie zostawała.
   Ja pierdolonymi to tylko małolata... Przenocować ją kilka dni, mimo że jest kompletnie obca?
   Nie wiem, czy uda mi się nie położyć na nią ręki.
   Jest śliczna. Skoro już zdecydowałem się jej pomóc, powinienem zrobić to w stu procentach. Tak samo, gdy decyduję się walczyć, muszę załatwić przeciwnika, dając z siebie całość.
   Pieprzyć to! Może będę mieć z nią fajny ubaw.
   Otwieram drzwi. Stoi od nich trzy metry dalej, rozglądając się po drodze i po bogatym osiedlu. Bezradna. Długie blond włosy opadają jej po plecach, świecąc w blasku ulicznych lamp. Rzuca długi cień tuż pod moimi stopami, tworząc dzielącą nas ciemniejszą ścieżkę.
   - Chodź tu - rzuciłem, a ona obraca się powoli.
   Wlepiła we mnie spojrzenie, oceniając mój stopień powagi. Następnie podchodzi małymi kroczkami z wysoko uniesioną głową, pokazując mi tym, że nie ma zamiaru prosić.
   Wpuszczam ją do środka i zamykam drzwi.
   - Siadaj. - Wskazuję na kanapę w salonie.
    Zajmuje miejsce na samym brzegu, wpatrując się we mnie wyczekująco z dołu, gdy stoję nad nią ze skrzyżowanymi rękoma.
   
Cara
   - Jak się nazywasz? - padło z jego ust pierwsze i zdecydowane pytanie. 
   Wiem, że czeka mnie wywiad. 
   - Cara Lotty. Mówią do mnie Lotty. 
   - Przyjaciele?
   - Nie mam przyjaciół.
   Zmrużył oczy. 
   - Gdzie mieszkałaś i co robiłaś wcześniej? 
   Nie mogę powiedzieć, że tańczyłam w klubie gogo. Uzna mnie za dziwkę i nie pozwoli tu zostać!
   - Wynajmowałam z koleżanką mieszkanie w centrum Chicago, a pracowałam w restauracji jako kelnerka. 
   - Dlaczego nie wrócisz do koleżanki? - spytał zdziwiony.
   - Pokłóciłyśmy się. Kazała mi się wynosić - kłamałam jak z nut. 
   - Jak znalazłaś się w tym rowie?
   Cholera. Jak wybrnąć z tego pytania? Oczywiście nie zdradzę, że szef obiecywał awans w innej agencji, po czym dał mi jakiś narkotyk i wyrzucił na pastwę losu. Wszystko sprowadza się do tego, czym się zajmuję. Później muszę zastanowić się, dlaczego to zrobił.
   - Nie pamiętam. 
   - Jak to nie pamiętasz? Zakładając, że zwymiotowałaś to czym się naćpałaś, powinnaś choć trochę wiedzieć, co się działo.
   Nie dobrze.
   - Uwierz, też bym chciała znać sprawcę. - Wytrzymuję jego uciążliwe spojrzenie, które trwa o wiele za długo. 
   - Umiesz gotować i sprzątać?
   Co? Umiem, ale kiedy miałabym to robić, skoro muszę pracować? Jutro wezmę się za szukanie innego klubu. Może nie powinnam, mając nauczkę z ostatnimi ludźmi z tej branży, ale ta okropna robota daje szybkie i duże pieniądze. Nie mam wyboru.
   - Tak. 
   - Świetnie. - Już się odwraca, by skończyć z wywiadem, gdy dodaje: - Jeszcze jedno. Masz brata?
   Skąd ten pomysł?
   - Nie, dlaczego? 
   Zerka na mnie z ukosa, niczego nie zdradzając.
   - Chodź, pokażę ci, gdzie będziesz spać.


    ~***~
Na razie tak by to wyglądało. 
Może nieco nudny ten rozdział, ale potrzebowałam takiego wprowadzenia. W ogóle nie wyszedł tak, jakbym chciała. Możliwe, że odzwyczaiłam się pisać z 1os., ale będę nad tym pracować.
Jak podoba Wam się wystrój bloga?
Byłoby super, gdybyście - Ci co na pewno będą czytać - zostawili po sobie komentarz. 
Jeszcze dodam, że w tym opowiadaniu będą scenki erotyczne, a także nieco brutalne, także tylko ostrzegam.
Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną na dłużej.
Pozdrawiam!
  
*mój pierwszy rozdział zawsze jest chujowy, leć dalej

10 komentarzy:

  1. świetne! już mi się podoba

    OdpowiedzUsuń
  2. No to czekam na rozwój wydarzeń ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. No po prostu to jest mega. Mam nadzieję, że rozdziały będą pojawiać się w miare szybko.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ciekawie się zaczyna i myślę, że ogólny pomysł na opowiadanie jest dobry, biorąc pod uwagę fakt, że jest mało opowiadań tego typu. Mam nadzieje, że dobrze to rozegraszzz :D
    Po poprzednim opowiadaniu na pewno z tobą zostane :D pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Już mi się podoba :D. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Dużo weny życzę :D
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. NO TAK! JEST DOKŁADNIE, JAK SIĘ SPODZIEWAŁAM!
    CUDOWNIE!
    Masz niebywały talent i cieszę się, że nie postanowiłaś nas opuścić, bo umarłabym z tęsknoty za Twoją twórczością. :(
    Zaczyna się nieźle! Tajemniczo. ;o Strasznie mnie ciekawi i osoba Cary, i Aarona (świetne imiona!). Jestem ciekawa, co oni tam urywają. ;) I cieszy mnie też, że to opowiadanie będzie nieco 'ostrzejsze'. Lubię takie klimaty. :P
    No nic, czekam! Z niecierpliwością! Jak zawsze! ^_^

    OdpowiedzUsuń
  7. Fanny :)) lecę czytać drugi rozdział :))))))

    OdpowiedzUsuń
  8. O kurde! Czegoś takiego jeszcze nie czytałam! Mocno się wciągnęłam w tę historię i naprawdę jestem pod wrażeniem!
    Zastanawiam się dlaczego szef Cary wywalił ją z limuzyny? Po co to wszystko było? Czyżby za dużo wiedziała na jakiś temat, na jaki nie powinna nic wiedzieć? To jest trudna zagadka.
    Poza tym kim jest Aaron? Przestępcą? Bokserem? Ulicznym bandytą? Ciekawi mnie bardzo skąd ta rana na ręku, z którego sączyła się krew. Oj, baaaardzo podoba mi się ten bohater. Ma swoje upodobania seksualne i wydaje mi się, że lubi… bić kobiety i być brutalny, choć mnie to się nie podoba. Jednak coś mi mówi, że tak łatwo nie będzie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Wpadłam tu w przerwie od nauki na obronę :D W sumie od dawna twój blog leży gdzieś w mojej osobistej zakładce "do przeczytania", ale nigdy nie miałam czasu, żeby się za to zabrać, a wiadomo - najlepiej się czyta blogi, gdy człowiek musi się uczyć. Więc jestem. Na razie tylko pod tym rozdziałem zostawię swoją opinię, bo niestety czas mnie goni i nie chcę przeginać.
    Jestem urzeczona! Co prawda trochę brakuje mi opisów, ale da się przeżyć;D Nadrabiasz fabułą. Mega zaintrygowały mnie dwie rzeczy: dlaczego chcieli ją zabić i kim jest ten Aaron. Podoba mi się to, że opowiadanie jest utrzymywanie w takich ostrych klimatach. I coś czuję, że nie będzie banalne xD Już sama postać Aarona jest mega ciekawa i wyrazista. W pewnym sensie trochę się obawiam o Lottę, bo ten facet wygląda na takiego typka spod ciemnej gwiazdy. Oby tylko nie wpadła z deszczu pod rynnę. Ale z drugiej strony, nie może być zły, bo przecież ją uratował. Mógł olać sprawę, nie zrobił tego. Naprawdę ciekawi mnie ta postać. No i przeszłość Lotty. Czemu nie wyrobiła papierów, czemu zaczęła pracować w takim miejscu? Wyczuwam naprawdę ciekawą historię! ;)
    Na razie nie dam rady przeczytać kolejnych rozdziałów, bo czas goni i trzeba wracać do nauki, ale nie wykluczam, że tu jeszcze wpadnę;) A na razie zapraszam do siebie:

    sila-jest-we-mnie.blogspot.com

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. A mi się podoba ;) Zastanawiam się jaką przyszłość skrywa Aaron no i dlaczego Cara musiała pracować w klubie? Coś czuję, że ich wspólne mieszkanie będzie mieszanką wybuchową.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń