Strony

piątek, 9 listopada 2018

Rozdział 15

Cara
   Aaron nie pokazał się w mieszkaniu przez następnych kilka godzin. Zdążyłam nieco odpocząć przez ten czas, co jednak niewiele pomogło w ugaszeniu niepokoju. Poczucie rezygnacji, beznadziejności i niemocy ciążyło mi na tle, że nie miałam sił wstać z łóżka. Nie wiem ile trwał mój bierny stan. Chyba liczyłam na to, że przeniknę przez ścianę i wydostanę się stąd bez użycia nieustępliwych drzwi wyjściowych. 
   Właśnie usłyszałam, jak się otwierają. Spięłam się momentalnie i przez chwilę nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Szybko podjęłam decyzję o stawieniu czoła Aaronowi, który z pewnością wrócił. Zdążyłam dojść do salonu, kiedy ujrzałam nie do końca znaną mi twarz. Lekki szok spowodował, że znieruchomiałam i zaczęłam się zastanawiać, czy mężczyzna jest przyjacielem Aarona, do którego należy mieszkanie.
   - Poznaliśmy się już... kiedyś - przypomniał  z zakłopotaniem. - Ian.
   - Tak, już pamiętam - przyznałam, przypominając sobie, jak spotkałam trzech kolegów Hogana przed jego domem.
    Staliśmy chwilę w niezręcznej ciszy, którą chciałam, żeby przerwał on. Wolałam, aby określił sytuację i siebie samego, choć zgaduję, że nie jest moim sprzymierzeńcem.
   - Więc, Aaron musiał pojechać do Chicago, aby coś załatwić, ale już wróciliśmy. Przywiózł mnie, a sam pojechał w jeszcze jedno miejsce. Powiedział: "zrób coś, żeby nie umarła z głodu", więc jestem. - Blondyn uniósł pełne siatki spożywcze, które dopiero teraz zauważyłam.
   Na tle jego smukłej postury wyglądały one monstrualnie i zaczęłam się zastanawiać, kogo planuje tym wszystkim wyżywić.
   - Wiesz, że jestem tu wbrew woli? - Jego czyste spojrzenie niebieskich oczu zdradzało wszystko. - Chcę...
   - To niemożliwe. - Uciął krótko i powędrował w stronę kuchni, a klucze mieszkania zadźwięczały mu w kieszeni.
   Po jakimś czasie kompletnie rozluźniłam się w jego towarzystwie. Był zupełnie inny od Hogana. Wręcz emanowało z niego przyjazne nastawienie. Pomagałam mu kroić wżywa do obiadu, ucinając przy tym krótkie pogawędki. Rozmawialiśmy o błahych sprawach, których od dawna nie mogłam z nikim poruszyć w tak normalny sposób. Lepiej - nie pamiętam, kiedy ostatnio tyle się śmiałam!
   - Więc, to twoje mieszkanie? - zagaiłam.
   - Moje i Aarona. Często przebywamy w Dolton. - Podał mi marchew do obrania.
   Sam zaś smażył z jedenaście okazałych kotletów na wielkiej patelni i można było zauwayżć, że zna się na rzeczy. Musiał wyczuć moje spojrzenie, bo szybko dodał:
   - Będzie nas z sześciu chłopa, nie ma co się dziwić - rzucił żartobliwie.
   - Kto taki?
   - Phylo, Chuck, Adam, ja i Aaron oczywiście oraz Lenny, którego podobno zdążyłaś wczoraj poznać - stwierdził z rozbawieniem.
   Tak, napadłam wczoraj na rzekomego Lennego z myślą, że to Aaron dostanie po łbie.
   - Mam rozumieć, że przyjeżdżacie do Dolton specjalnie na kameralne obiadki? - parsknęłam.
   - Byłoby super, ale nie. Hogan często ma tutaj walki. Tak jest i dzisiaj.
   Poczułam obrzydzenie na myśl o tym, czym zajmuje się Aaron. Doskonale pamiętam, jak brutalne są te nielegalne spotkania oraz interwencję policji, której byłam świadkiem. Ludzie ekscytujący się widokiem na scenie innych katujących się ludzi to pijawki, wysysające sadyzm w czystej postaci. Nie chcę być tego częścią.
   Mój humor opada, a myśl o ucieczce znów powraca. I dobrze. Przypominam sobie o brzęczących kluczach od mieszkania w kieszeni Iana. Kieszeń jest luźna, a chłopak do reszty pochłonięty przygotowaniem jedzenia. Nuci jakąś piosenkę. Udaję zaciekawioną przyprawami, którymi właśnie posypał mięso i przyklejam się do jego ramienia, utrzymując głowę tuż nad patelnią.
   - Tymianek, prawda? - Jedną rękę trzymam blisko jego spodni i czekam na odpowiedni moment.
   - Właściwie to... - zaczyna rozwodzić się nad tematem przypraw, jakich użył i sam nachyla się nad aromatem.
  Udaję wielce zainteresowaną różnorodnością ziół, pokrywających hiszpańskie pola i normalnie pewnie miałabym coś do powiedzenia na ten temat. Jednak muszę grać, więc moje brwi fałszywie unoszą się z ciekawości.
   Nie słuchając, co mówi zwinnie kradnę mały pęk kluczy z jego kieszeni i od razu ściskam go w dłoni, by metal nie wydał żadnego odgłosu. Chowam je gorączkowo w tylną kieszeń moich czarnych jeansów i włączam się do rozmowy.
   - ...ale nie są dobre. - Skończył Ian, a ja kompletnie nie wiem o czym mówił.
   - Pewnie masz racje. - Wzruszam ramionami, zastanawiając się, co dalej.
   - Możesz przypilnować chwilę mięsa? Muszę siku - oznajmia i szybko wychodzi z kuchni. - Nie przypal!
   Mój kłopot rozwiązuje się sam.
   Teraz mam szansę! Czekam jeszcze trzy sekundy, po czym najciszej, jak potrafię biegnę do drzwi. W drodze oglądam pęk kluczy. Można się stąd wydostać przy pomocy karty lub dużego, nietypowego klucza, który od razu zostaje przeze mnie rozpoznany. Trzęsą mi się ręce i nogi. Długie blond włosy opadają mi na twarz, gdy przekręcam zamek. Pocę się. Wiem, że za drzwiami czeka mnie jeszcze widna, dlatego muszę się spieszyć.
   Zamek puścił. Tak! Otwieram drzwi i od razu się rozpędzam, nie myśląc za wiele. Wtedy uderzam o coś twardego i czarnego, wysokiego i pachnącego w ten przeklęty znajomy sposób. Moje ciało odbija się od postawnej męskiej sylwetki i gdyby nie chwycono mnie za ramię, upadłabym. Łapię stabilność, po czym unoszę wzrok. Gorączka oblała moje ciało, a serce zaczęło łomotać w rytm szybkich mrugnięć nas obojga. Niech to szlag!
   - Cara.
   - Aaron.
   Na twarzy mężczyzny wymalowane było niedowierzanie, kiedy przyglądał się mojej sylwetce w otwartym wyjściu z mieszkania. Miał mięsiste usta, lekko rozchylone, nie pewne tego, co powinny były powiedzieć. Jego ciemne włosy przykrywała czapka z daszkiem, nałożona przodem do tyłu, a ubrania miał w kolorze czerni, podobnie, jak ja. Moja przyległa i cieniutka bluzka z długim rękawem nie ochroniłaby mnie przed zimnem na dworze, a swojej torby nie zdążyłabym przecież zabrać z pokoju podobnie, jak płaszcza. Ta ucieczka i tak nie miałaby sensu. Moje czarne rurki dobrze współgrały z jego ciemnymi levisami i jedynie jego oczy wyrażały większy niepokój niż moje.
   A to dziwne.
   Oczywiście nie mógł się spodziewać, że przyłapie mnie na gorącym uczynku, a ja wręcz odwrotnie. Zawsze to robił i powinnam przewidzieć swój pech...
 Chwyta mnie mocniej za ramię i wciąga do środka mieszkania. Myślałam, że zacznie się na mnie drzeć, lecz on wykrzykuje tylko:
   - Ian!!!
   Jest wściekły. Nie na mnie? Wątpliwości rozwiewa jego wzrok, który już po chwili przygniata mnie okrutnie. To, że jest znacznie wyższy potęguje mu w pewność siebie, która mnie drażni. Cholera, byłam tak blisko... Nie wiem czy rozpaczać, czy walczyć, czy może od razu pójść się zabić. Place Aarona boleśnie ciągną mi skórę, lecz bardziej martwię się o los Iana, który zaraz wyjdzie z łazienki, po czym zobaczy nas oraz jego klucze w zamku drzwi. Tak się dzieje. Gdy dostrzega, jaka nastąpiła sytuacja, natychmiast sięga do pustej kieszeni spodni. Gdy orientuje się, co zrobiłam posyła mi smutne spojrzenie. Odwzajemniam je.
   Aaron bez słowa mierzy przyjaciela wzrokiem spod zmarszczonych brwi, a następnie ciągnie mnie do sypialni.
   - Możesz tak nie ściskać? To naprawdę boli, ty... - ucinam, gdy dochodzimy do pokoju.
   Jeszcze chwilę mnie trzyma, gdy po zamknięciu drzwi sypialni puszcza. On jest... smutny. Masuje dłonią czoło w namyśle, porusza się wolno, nie patrzy na mnie i zaciska usta.
   - Dlaczego chciałaś uciec?
   - To chyba proste.
   - Przecież szuka cię policja, już zapomniałaś? Masz nawet swój nagłówek w porannej gazecie.
   - Och, naprawdę? - spytałam teatralnie. - Szkoda, a tak zawsze marzyła mi się telewizja.
   - Dosyć. Nie bądź głupia. - Sięga do wewnętrznej kieszeni kurtki i wyjmuje białą reklamówkę, po czym rzuca ją na łóżko obok mnie. - Chcę, żebyś założyła to dziś na walkę. - Krzyżuje ręce na piersiach i spogląda na mnie wyzywająco.
   Patrzę na reklamówkę, z której wystaje kawałek czerwonego materiału. Chyba śni...
   - Nigdzie nie pójdę.
   Parsknął. Spodziewał się mojej odpowiedzi.
   - Zobaczymy - powiedział i wyszedł.
   To tyle? Nie przyłoży mi za próbę ucieczki? Nie skarci? Nie wyzwie? Nie... Och, Ian! Przypominam sobie o biednym chłopaku i jego smutnych oczach, wpatrujących się to na drzwi to na mnie. Dopada mnie obawa, że może mu się za mnie oberwać, więc szybko wybiegam z sypialni i kieruję się do kuchni, od progu której już słyszę głosy.
   - Na szczęście odratowałem je... Jeszcze minuta, a byłyby do wyrzucenia.
   Dotarł do mnie głos blondyna i śmiech obydwu mężczyzn. Zatrzymuję się gwałtownie przy lodówce czym zwracam uwagę obecnych. Ku mojemu zdziwieniu Aaron nonszalancko opiera się o blat zlewu i przygryza obraną przeze mnie marchew, a Ian dosmaża mięso.
   - O, przypomniałaś sobie o przewróceniu kotletów? - rzuca Ian.
   Rzeczywiście mogło to tak wyglądać. Wparowałam do kuchni niczym błyskawica...
   - Dokończ chociaż surówkę - wtrąca Aaron i zostawia nas samych.
   Od razu zaczynam rozmowę z blondynem.
   - Przepraszam. Myślałam, że będziesz miał przeze mnie problemy.
   - Problemy? Nie znam tego słowa. - Uśmiechnął się szeroko, a ja pomyślałam, że obaj muszą być dobrymi przyjaciółmi.

   Po godzinie zjawili się wszyscy zaproszeni przy stole. Każdy się ze mną przywitał, a wokół panowała luźna atmosfera. Koledzy chłopaków zajadali się tym, co przygotowaliśmy z Ianem, jakby od tygodnia nie mieli nic w ustach. Siedziałam na przeciw blondyna, gdyż Aaron zajął mi miejsce obok siebie. Wszyscy rozmawiali o zbliżającej się walce, prócz mnie i Iana, serwując sobie bez ustanku żarty niezrozumiałe dla pozostałych. Dlatego też ignorowali nas.
   Zdecydowanie mamy wspólne poczucie humoru i dobrze nam się rozmawia. On jest... taki normalny na tle tego całego bajzlu, w którym aktualnie się znajduję. Czuję się przy nim swobodnie, choć wiem, że wcale nie jest moim sprzymierzeńcem. To nadal kolega Aarona i z pewnością zrobi wszystko, co ten mu każe. Mimo to, dobrze jest się trochę razem powygłupiać i zapomnieć o natarczywym Hoganie obok.
   - Na pewno tego nie zrobiłeś - uśmiechnęłam się szeroko - ona na pewno nie dała ci numeru.
   - Dała zaraz po tym jak usłyszała, że jestem policjantem - odpowiedział Ian.
   - Ona miała sześćdziesiąt lat!
   - I wielką słabość do mundurów. Zresztą, to był tylko zakład, prawda, Aaron? - Zwrócił uwagę bruneta, który i tak nas podsłuchiwał od jakichś pięciu minut.
   Aaron odwrócił głowę w naszą stronę.
   - Przegrał i musiał nago wytarzać się w śniegu na terenie szkoły - dodał blondyn.
   Wybuchłam śmiechem. Absolutnie nie wyobrażałam sobie widoku Hogana w takiej sytuacji. Nagle poczułam na nodze jego dłoń, która boleśnie ścisnęła mi udo. Pod stołem nikt tego nie mógł zauważyć, a ja sama nie wiedziałam, jak się zachować. Spojrzałam na niego tylko oskarżycielsko.
   - Taa... To było wieki temu - skomentował, nie puszczając mnie.
   - A coś, co wydarzyło się ostatnio? - Podłapał Chuck i zaczął opowiadać kolejną historię.

   - Polubiliście się, huh?
   Wzruszyłam jedynie ramionami i kontynuowałam mycie naczyń.
   - Podoba ci się?
   - Co? - Zwróciłam się do niego przodem z grymasem na twarzy, by po chwili znów zająć się szorowaniem patelni. - On jest miły w przeciwieństwie do ciebie - mruknęłam.
   - Miły... - powtórzył spokojnie Aaron, testując brzmienie tego słowa. - Miły? - Odrzucił dźwięcznie talerz po blacie i zacisnął rozdrażniony szczękę. - Miły w przeciwieństwie do mnie? Tak uważasz? - Skierował się w moją stronę, w wyniku czego mój instynkt natychmiast kazał mi wiać, lub szykować się do walki. Udając więc, że nie widzę jego zamiarów, stawiłam dwa kroki w stronę wyjścia z kuchni, na co momentalnie złapał mnie za gardło i przyparł do ściany. - Więc nie sądzisz, że jestem wystarczająco miły? Nie uważasz, do cholery, że jestem w stosunku do ciebie łagodniejszy? Kiedy cię ostatnio uderzyłem?! Co w ogóle oznacza dla ciebie być miłym?!
    - Na pewno nie to, co teraz robisz - wystękałam, pod naporem jego dłoni na mojej szyi.
   Chłód jego oczu przeszył moje ciało. Z pewnością zbladłam, zaskoczona wybuchową reakcją Aarona, który znów nie omieszkał w użyciu siły. Nie miałam szans się chociażby ruszyć między nim a ścianą, więc mogłam jedynie łapczywie łapać tlen.
   - Najwidoczniej nie doceniasz moich starań - powiedział cicho i spojrzał mi głęboko w załzawione oczy.
   Starałam się stać na palcach, by nie wisieć w powietrzu, co mogłoby się źle skończyć.

Aaron
   Miała niebieskie i błyszczące oczy, z których nie wypadła jeszcze ani jedna łza. Trzymałem ją mocno za gardło, szczerze nie mogąc nad sobą zapanować. Patrzyłem na jej delikatną buzię, w głębi duszy mając nadzieję, na powstrzymanie się przed zrobieniem jej krzywdy.
   Nie mogłem wyrzucić z głowy uśmiechów tej dziewczyny kierowanych do Iana. Kipiałem z zazdrości o ich prawdziwość. Cara nigdy nie uśmiechała się do mnie... Jedyne co robiła dzięki mnie to płakała, bała się, krzyczała, walczyła, ale nigdy się nie śmiała. 
   - Uśmiechnij się dla mnie.
   - Z-zwariowałeś? Puść, natychmiast... - pisnęła, starając się dotykać stopami podłogi. 
   - Zrobię to, tylko proszę, uśmiechnij się dla mnie. Tak słodko i szczerze, jak to robiłaś dla Iana. - Musiałem mocniej ją ścisnąć, bo w odpowiedzi zacharczała głośno.
   - Nie robiłam t-tego dla niego... Rozbawiał m-mnie. 
   Czułem, jak przez moją twarz przebiega cień. Chyba sobie ze mnie kpi w tej chwili. Gwałtownie złapałem ją w talii i szarpnąłem ku wyjściu z kuchni. 
   - Co robisz...? Niech cię szlag!
   Będąc w sypialni pchnąłem ją na łóżko. Sięgnąłem po białą reklamówkę, która leżała na podłodze i wyjąłem z niej kupioną wcześniej przeze mnie rzecz dla blondynki. Rzuciłem w nią ubraniem i skrzyżowałem ręce na piersiach.
   - Mówiłam, że...
   - O dziesiątej masz być gotowa.

Cara
   Byłam gotowa o dziesiątej. Wyglądałam świetnie w czerwonej sukience, którą kazał mi ubrać. Opinała moje ciało ze wszystkich stron i sięgała do samej ziemi. Nie rozumiem fenomenu wystawnego ubioru na spotkania, gdzie toczą się krwawe i brutalne pojedynki. Jest to dla mnie jedną wielką sprzecznością i kpiną.
   Mój makijaż nie był synonimem subtelnego podkreślenia urody. Wręcz przeciwnie, umalowałam się wyraziście, mocno podkreślając oczy, usta i kości policzkowe. Zgaduję, że nie powinnam się wyróżniać delikatnością w miejscu, do którego mam być zabrana. 
   Kończąc malować górną wargę krwistą szminką, jedną ręką poprawiałam ułożenie falowanych blond włosów. Były już naprawdę długie i cieszyłam się, że mogłam je skrócić za pomocą skrętów.
   Spojrzałam na siebie ostatni raz w lustrze. Pustka - oto co kryło się za warstwą kosmetyków na mojej twarzy. Tak właśnie się czułam i taka zamierzałam być. Pusta i obojętna.
   Odwróciłam się ku wyjściu z pokoju, w którym mogłam być sama przez półtorej godziny, nie licząc małej przerwy na kolację. W tym samym czasie drzwi otworzył Aaron, który zdążył zmierzyć wzrokiem moją sylwetkę. Przeszłam obok niego do salonu, również zauważając, że jest ubrany do wyjścia.  
   - Cieszę się, że jesteś gotowa. 
   Cieszę się, że obyło się bez pięści na mojej twarzy. Już miałam dość tego wieczoru. Pragnęłam, by szybko się skończył. 
   - Na dole czeka samochód - poinformował, na co chwytając swój płaszcz, bez słowa udałam się do drzwi. Po chwili otworzył je dla mnie i znaleźliśmy się w chłodnej windzie. 
   Przystanęłam w niej prosta jak struna, martwo gapiąc się przed siebie. On znalazł się tuż obok. Patrzył długo na mój profil, nie wciskając jeszcze odpowiedniego przycisku. Czułam jego ciężkie spojrzenie, lecz stałam nieruchomo, zdolna jedynie do tego, by przełknąć ślinę. Po dziesięciu sekundach uruchomił przeklętą windę, a gdy ruszyła w dół, bałam się, że zwrócę zaraz całą kolację. 
   - Jedziesz się rozerwać. Skąd te nerwy? 
   Dotarł do mnie jego głos, który w małym pomieszczeniu stał się dziwnie dźwięczny. I już chciałam śmiało stwierdzić, że nie każdy za rozrywkę uważa widok masakrujących się mężczyzn... Już chciałam powiedzieć, że wcale się nie denerwuję i po prostu nie zamierzam z nim rozmawiać... Ale nie zrobiłam tego. W ciszy wyszliśmy przed budynek, pod którym czekało na nas wysokie czarne auto. 
   Wpuścił mnie pierwszą, a ja z ulgą schroniłam się na skórzanym fotelu przed porywistym wiatrem. Od razu zauważyłam, że kierowca nie jest mi znany. Ku mojemu zaskoczeniu Aaron usiadł z tylu razem ze mną, co nie pomagało mi w ignorowaniu go. Jego osoba jest bardzo intensywna, nie pozwalająca o sobie zapomnieć.
   Spoglądałam to na swoje dłonie to w okno, za którym rozciągało się żywe miasto. Jaki dziś w ogóle dzień? Musi być weekend, skoro z pubów kipią młodzi ludzie, a nastolatkowie tłumnie przemierzają centrum. 
   - Gdzie podział się twój cięty język? - Odezwał się Aaron, lecz nie wiem czy znów mi się przyglądał. Jestem zapatrzona w widoki za szybą i jak dla mnie może się gapić ile chce. Nic mnie już nie interesuje, więc nie odpowiadam. Jestem jednak wdzięczna, że nie próbuje mnie dotknąć i siłą nie każe mi na siebie spojrzeć. Gdyby to robił, nie wiem czy nadal umiałabym milczeć.
   - Zamierzasz mnie ignorować? - Parsknął śmiechem. - Dobrze. - Poruszył się w moją stronę i musiałam sprawdzić kątem oka, co zamierza. Hogan chwycił mój pas bezpieczeństwa i przełożył mi go przez tułów, aby móc mnie zapiąć. Czyniąc to nawet nie otarł się palcem o mój strój. - Jesteśmy spóźnieni - oznajmił w stronę kierowcy, na co auto ruszyło szybciej przez skrzyżowanie.
 
   Dotarliśmy na miejsce, stając przed starym budynkiem z czerwonej cegły. Był ogromny, lecz nie wyróżniający się wśród innych obiektów dookoła, które również nie świeciły nowością. Przypominał raczej dawno nie używaną dyskotekę z lat siedemdziesiątych.
   Gdy bacznie przyglądałam się obiektowi przez szybę samochodu, Aaron zdążył otworzyć mi drzwi. Bez słowa wysiadłam i wygładziłam zmarszczenie sukienki na udach.
   - Czerwony to twój kolor - skomentował, uśmiechając się nieznacznie.
   Oczywiście nie zareagowałam. Zignorowałam również jego wyciągniętą rękę, którą chciał, bym pochwyciła. Odwrócił się więc, wywracając oczami, a ja dopiero teraz zauważyłam tłum ludzi przed wejściem, w który po chwili się wmieszaliśmy. Wszyscy czekali w rozsypanej kolejce i nie można było tu mówić o jakimkolwiek porządku. Szłam za Aaronem, który z łatwością przepychał się przez ludzi. Nic dziwnego, jest postawny, wysoki i silny, a więc każdy schodził mu z drogi. Jednak od razu za nim przejście się zamykało i nikt już nie dostrzegał mnie. Byłam co chwilę szturchana, wpadano na mnie i deptano mi szpilki.
   - Przepraszam - powiedziałam do jakiegoś mężczyzny, który stał do mnie tyłem. W żaden sposób nie mogłam go wyminąć i utknęłam w miejscu już porządnie wkurzona. - Przepraszam, chciałabym przejść! - Szarpnęłam go za ramię, jednocześnie próbując dostrzec gdzieś Aarona. Na pewno był znacznie przede mną.
   Facet odwrócił się i fuknął:
   - Nie pchaj się! - I znów miałam przed nosem jego plecy.
   A niech to! Zaraz nie wytrzymam... Wiem, że gdybym chwyciła za rękę Hogana, przeszłabym w mgnieniu oka, a tymczasem stoję w środku tłoku tych obleśnych fanatyków i okropnie się pocę. O nie, nie pozwolę Aaronowi mieć tej satysfakcji i przejdę pod samo wejście.
   Stanęłam bokiem, by być węższa i zaczęłam przepychać się pod ramieniem mężczyzny przede mną.
   - Powiedziałem, żebyś się nie pchała! Nie dociera do ciebie? - wrzasnął prosto w moją twarz.
   - A ja powiedziałam, że chcę przejść!
   - Spadaj na koniec kolejki, dziewczynko - wtrąciła jakaś kobieta obok nas.
   Moja cierpliwość sięgnęła zenitu i rozwścieczona zaczęłam napierać na tą dwójkę w stronę wejścia do budynku.
   - Hej! - Typ złapał mnie jedną ręką za poły płaszcza. - Zaraz wezwę bramkarza!
   - Ciekawe czy cię usłyszy!
   - Cipa! - Potrząsnął mną.
   - Bezczelna dziewucha! Każdy chce wejść do środka! - dodał kolejny damski głos.
   Zacisnęłam palce na skórzanym rękawie kurtki faceta, który mnie trzymał. Chciałam odepchnąć jego rękę i wydostać się w końcu z tej żałosnej sytuacji.
   - Przepuśćcie mnie, bo...
   - Bo? Myślisz, że pozwolę ci wyprzedzić kolejkę?
   W okół mnie swoją pogardę wyraziło jeszcze parę innych osób. Czułam się przegrana i osaczona gniewnymi spojrzeniami, przed którymi nie miałam ucieczki. Mimo to postanowiłam się nie poddać.
   - Słuchaj ty... Jestem tu z kimś i...
   - Doprawdy? Ciekawe z kim.
   - Ze mną. - Dobiegł mnie znajomy głos.
   Mężczyzna w skórze spojrzał gdzieś ponad moją głową. Zmarszczył brwi, ale puścił mnie i z posępną miną odwrócił się. Aaron przyciągnął mnie ciasno do siebie, po czym bez większego problemu przemierzyliśmy tłum. Gdy byliśmy już w środku, gdzie było nieco spokojniej, popchnął mnie lekko na ścianę.
   - Na co ci to było?
   Oczywiście, że nadal miałam zamiar się do niego nie odzywać. Nie ważne jak głupie i dziecinne było moje zachowanie.
   - Jesteś strasznie uparta. Niemal zazdrościłem temu facetowi, że mógł usłyszeć od ciebie opieprz. - Dotknął moich włosów, by jeden kosmyk włożyć mi za ucho, na co jedynie odwróciłam głowę i nerwowo oblizałam zęby. - Wymyśliłaś sobie sposób na ukaranie mnie... Mam nadzieję, że wytrzymasz do końca wieczoru - powiedział i zszedł schodami w stronę podziemnej części budynku.
   Przez chwilę nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić, gdy moim oczom ukazał się Ian.

   - Nie chcę siedzieć tak blisko, Ian - oznajmiłam niezadowolona.
   - Przecież to najlepsze miejsca, sam je rezerwowałem.
   - Najlepsze dla kogoś, kto chce dostać chlustem krwi w ryj.
   Chłopak roześmiał się głośno.
   - Racja.
   - To jest takie śmieszne? Ja nawet nie chcę tu być. Aaron mnie zmusił i wiesz to na pewno. Z pewnością wiesz też o innych rzeczach.
   - Sam go często nie rozumiem, ale wiem, że zależy mu na tym, by ci pomóc. Muszę iść sprawdzić, co u niego. Zostań tu, wrócę przed rozpoczęciem walki. - Puścił do mnie oczko i zostawił mnie w pierwszym rzędzie, tego bajzlu.
   Ludzie pozajmowali swoje miejsca i zdawało się, że już nikogo nie wpuszczają. Czułam się nieswojo, gdyż nikt ze sobą nie rozmawiał. Na widowni panowała cisza, przerywana jedynie szelestem ubrań i stukotem szpilek. Ośmieliłam się spojrzeć za siebie, ponieważ od jakiegoś czasu czułam się obserwowana. Nie musiałam długo szukać uciążliwej pary oczu - przy jednym z barów stał kierowca, który nas tutaj przywiózł. Wyglądało na to, że mnie pilnował.
   Po raz kolejny przeklęłam Hogana w myślach. Za kogo on się ma? Ciekawe, co by się stało, gdybym teraz zapragnęła opuścić salę albo chociażby pójść zrobić siku... I przez moment miałam faktycznie ochotę to sprawdzić, dostarczyć sobie trochę ubawu z nieszczęsnego ochroniarza, lecz po chwili przez mikrofon odezwał się prowadzący, który zaczął witać zgromadzonych. W tym samym czasie obok mnie pojawił się Ian.
   - Jest w świetnej formie - szepnął zadowolony. - Wygramy mnóstwo forsy.
   - Jaka dziś tematyka walki?
   - Czysta, nie mają gadżetów do pomocy. Tylko własne ciała.
   - Zapraszam! - Skończył mężczyzna z mikrofonem.
   Po chwili na scenę padło ostrzejsze, niebieskawe światło. Najpierw pojawił się Aaron. Pierwszy raz mam okazję zobaczyć go na wpół nagiego i mimowolnie zarumieniłam się. Ma na sobie jedynie luźne szorty treningowe... Jego ciało to istna zasadzka, zbiór napiętych mięśni, śniadej skóry oraz gęstych włosów na nogach i rękach. Zmuszam się, by czuć do niego obrzydzenie. W końcu to ono zadało mi wiele cierpień, bólu i strachu. Wtedy natykam się na wzrok tego okrutnego mężczyzny. Brunet stoi do mnie bokiem i przygląda mi się, powoli wykrzywiając usta w uśmiechu. Szyderczym uśmiechu. Szybko więc odwracam głowę.
   Jego przeciwnik wszedł zaraz po nim. Ian szepnął mi na ucho, że mówią na niego Bolo, a ja stwierdziłam, że posturą przypomina Hogana i walka może być zawzięta.
   Zaczęło się. Pierwszy ruch zrobił Bolo, od razu trafiając Aarona w brzuch. Mimo to brunet nawet się nie skwasił. Właściwie to w ogóle nie przyjął pozycji obronnej, przez co znów dostał, tym razem z kolana w żebro. Aaron obchodził dookoła rywala niemal bez zainteresowania, bez czujności ani gotowości. Kolejne uderzenie, tym razem z pięści w twarz. Bolo zadał je naprawdę mocno, przez co Hogan na pewno naciągnął mięśnie szyjne. Splunął krwią i przelotnie zerknął na mnie. Zaczął gotować się we mnie niepokój i niezrozumienie. Spojrzałam na Iana, aby po jego reakcji stwierdzić, czy takie zachowanie jest normalne, czy to rodzaj pewnej taktyki, lecz on również siedział zdenerwowany i przy każdym ciosie klął pod nosem.
   Kolejne kopnięcie ze strony rywala zachwiało ciałem Aarona, który znów nie zareagował. Za plecami usłyszałam parę obelg kierowanych pod jego nazwisko oraz śmiechy i gwizdy.
   Zamach, uderzenie i pierwsza krew płynąca z łuku brwiowego bruneta wstrząsnęła mną.
   - Co on wyprawia, do cholery? - rzucił Ian.
   Bolo nakręcał się coraz bardziej, z uśmiechem dokonywał każdego ataku i nie szczędził przy tym siły. Właśnie trzy raz pod rząd wymierzył Aaronowi ciosy w twarz i głowę, a mnie przeszedł nieprzyjemny dreszcz, kiedy w wyniku tego Hogan upadł. Dlaczego się nie broni?! Dlaczego nic nie robi?! Przeciwnik kopie go teraz po brzuchu i klatce piersiowej.
   - Ja pierdolę. - Chwycił się za głowę Ian. - Co ty robisz?! Broń się! Wstawaj! - krzyknął w stronę sceny.
   Byłam przerażona, ponieważ krwi było coraz więcej. Spływała mu po skroniach, z nosa, a odgłosy uderzeń sprawiały, że wszystko zaczęło mnie boleć. Spanikowana spojrzałam na twarz Aarona. Patrzył na mnie intensywnie, choć nic tym nie wyrażając. Robił wrażenie, jakby kompletnie niczym się nie przejmował, a przecież był właśnie katowany!
   Wtedy dostrzegłam jak Bolo chwyta jego głowę, będąc gotowym roztrzaskać ją o betonową scenę. Boże! Dosłownie usłyszałam, jak cała sala wstrzymuje oddech. Wiedziałam, że właśnie po taki widok tu przyszli. Ale nie ja. Poczułam, że muszę coś zrobić, sparaliżowana wizją, która miała nastąpić...
   - Nie! - krzyknęłam, wstając z miejsca.
   Reakcja Aarona była natychmiastowa. Uśmiechnął się szeroko, po czym wyswobodził się z uchwytu rywala, aby błyskawicznie się podnieść. Pewny swej wygranej Bolo dał się zaskoczyć. Po dwóch sekundach sam został powalony przez potężne uderzenie bruneta. Musiał dostać w gardło, gdyż zaczął się dusić. Po chwili Aaron już na nim siedział i na przemian okładał go pięściami. Krew zaczęła tryskać na jego klatkę piersiową, przez co widok był makabryczny. W końcu usłyszeliśmy gong kończący walkę.
   Aaron wstał, sapiąc ciężko i od razu podszedł do krawędzi sceny, by spojrzeć na mnie z góry.
   - Miło było cię jednak usłyszeć.

~***~ 
   

12 komentarzy:

  1. Cały czas sprawdzałam czy jest coś nowego i w końcu, po roku! Cudowny rozdział! Mam nadzieję, że kolejny pojawi się szybciej haha ��❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie myślałaś o Wattpadzie? Jestem pewna, że miałabyś tysiące czytelników :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tutaj cenię sobie możliwość stworzenia pewnej szaty graficznej, tła do tekstu, który dodaje pożądanego przeze mnie klimatu. Jednak pomyślę o Wattpadzie.;)

      Usuń
    2. Na pewno bedę Twoją pierwszą czytelniczką jeśli się zdecydujesz :D

      Usuń
  3. A na kiedy planujesz nn? Czy nadal dodajesz wtedy, kiedy akurat Cię najdzie wena? Bo mam taki niedosyt, że chyba umrę z ciekawości jak ich znajmość się rozwinie haha. Po prostu to opowiadanie jest... nawet nie wiem jak je opisać, bo "wspaniałe" to nadal niedopowiedzenie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, to bardzo motywujące. :) Dziś zaczynam pisać kolejny rozdział. Nie umiem powiedzieć kiedy skończę...

      Usuń
    2. Ale to już coś :D Czekam z niewypowiedzianą niecierpliwością ❤❤❤ PS Te wszystkie komentarze to ja haha

      Usuń
  4. Ale to już coś :D Czekam z niewypowiedzianą niecierpliwością ❤❤

    OdpowiedzUsuń