wtorek, 28 listopada 2017

Rozdział 14

muzyka
Aaron
   W oczach tej dziewczyny można było dostrzec wiele. Od strachu, przez nienawiść, bezsilność czy podniecenie. Mimo mroku w pokoju, błyski w jej źrenicach jakby tliły w moim wnętrzu, doprowadzając do powolnego wrzenia krwi. Ledwo byłem w stanie ustać nieruchomo, gdy nasze odmienne spojrzenia raz za razem zderzały się ze sobą i nerwowo próbowały odczytać intencje drugiego. Napięcie zawisło w powietrzu. Wzrok miałem zrozumiały, odzwierciedlający to, czego pragnąłem.
   Zostawiając ją bez bokserek oddalam się z lekka.
   - Dotykaj się - mówię cicho, obserwując jej reakcję. 
   Zamknęła zrozpaczona oczy, a jej twarz wykrzywił grymas. 
   - Nie zastrzelisz mnie. - Prostuje się i zmierza w moją stronę. - Chcesz mnie przestraszyć. Myślisz, że kim ty jesteś?!
   W tym momencie wypuszczam pocisk centymetry od jej ramienia i trafiam w ścianę. Huk rozniósł się wszędzie, a ona momentalnie wzdryga się zszokowana. Napawam się jej lękiem, gdy powoli stawia kroki w tył, kiedy zbliżam się do jej słodkiego ciała. Jej twarz wyraża niedowierzanie, tego co przed chwilą zrobiłem. Patrzy na mnie zszokowana, gdy ja pozostaje bez wyrazu.
   - Kurwa... - jęczy. - Pomocy!!! Po...!!!
   Zatykam jej usta ręką. Wtedy udaje się jej uderzyć mnie w twarz.
   - Nie rób mi krzywdy. Nie rób mi krzywdy... - powtarza.
   Nie strzeliłbym do ciebie, kochanie.
   - Bądź dobrą dziewczynką. Rób, co każę, żebym znów nie musiał cię krzywdzić, jak ostatnio. - Wciągam głęboko jej zapach. - Kurwa... Jesteś taka słodka. - Opieram ją jak poprzednio o blat okrągłego stołu i zmuszam, by wypięła ten krągły tyłek.
   Sięgam po świecę, którą upuściłem wcześniej na podłogę, a gdy wracam spojrzeniem do niej, widzę, że znów się zgarbiła. 
   - Nie rób tak. - Naciskam ręką na plecy dziewczyny. - Chcę widzieć twoje obydwie dziurki. Pokaż je...
   Znów zaczyna cicho płakać, ale wypina się w moją stronę. 
   Ja pierdole...  
   Jest niesamowita i kurewsko mnie podnieca. Dotykam powoli świecą jej wąskiej szparki, na co odruchowo chce się odsunąć. 
   - Nie musisz się wstydzić - mówię. - Rozchyl ją dla mnie.
   - Aaron... - stęka błagalnie, na co ciągnę ją jedną ręką za włosy, przez co wygina plecy w łuk jeszcze bardziej. 
   Dyszę teraz pospieszająco do jej ucha. Tak bardzo pragnę, żeby uczyniła, co każę... 
   - Wiesz, że inaczej sam to zrobię. 
   Słysząc moje ostrzeżenie, cofa ręce do tyłu, by już po chwili rozciągnąć dla mnie swoją różową szparkę. Fiut staje mi w pełni gotowości, jednak to świecą dokonuję ataku. Spluwam z góry na jej tyłek i rozprowadzam ślinę woskiem. W końcu wciskam go w cipkę blondynki... Najpierw powoli, delektując się upajającym widokiem, później...
   Cara piszczy coś cieniutkim głosikiem o bólu i zaczyna wiercić ciałem.
   Chcę jej powiedzieć, by rozstawiła szerzej nogi, ale wtedy uderza mnie mroczniejszy plan. Czuję, jak opanowuje mnie silny amok i żądza sadystycznych czynów. I tak mogę zrobić z nią, co zechcę. Jest tu zupełnie bezbronna, a do tego tak apetyczna i śliczna, wręcz na wystawienie ręki. Odurzająca.
   Przecież wiesz, że ona tego nigdy nie robiła, pieprzony skurwielu... I to jeszcze mocniej mnie nakręca.
   - Muszę... - Spuszczam dresy. 
   - Aaron...? - pyta spłoszona.
   - Twoja pupa zbyt mocno mnie kręci. Leż spokojnie.
   - Myślisz o...
   Jeszcze raz ją tam opluwam. Następnie gwałtownie wciskam świecę w jej cipkę, na co słyszę jej krzyk. Zgniatam pośladki Cary, a następnie łapię za obydwa i robię sobie łatwiejszy dostęp do jej drugiej, ciaśniejszej dziurki.
   Zaczyna się mocniej szarpać.
   - Nie możesz te-tego zro-zrobić -
   Utrzymując ją z trudem pod sobą, ocieram się fiutem o jej rowek, a moje podniecenie sięga zenitu.
   - Proszę, nie. Ja pierdolę, błagam! - Wygina rękę w tył, by mnie odepchnąć, lecz wtedy chwytam ją i unieruchamiam za jej plecami.
   Wchodzę w nią z trudnością. Automatycznie czuję, jak się wokół mnie zaciska. Krzyczy, jęczy i stawia opór, ale mam nad nią całkowitą kontrolę. Zaczynam się poruszać, dysząc z przyjemności. Jest tak ciasno... 
   Cara płacze. Jej płacz rusza moje sumienie, dlatego znów ciągnę ją za włosy i jedną dłonią zatykam jej usta, a drugą poruszam biodrami dziewczyny. Jest drobna, ale w odpowiednich miejscach seksownie zaokrąglona, jak laleczka. Idealna. 
   - Przepraszam - zipię, a w odpowiedzi dostaję stęknięcie dziewczyny.
   - Proszę, przestań... Przestań...
   Lecz działam szybciej. Jestem blisko. Ma cudowną dupę i wiem, że z trudem znosi moje pchnięcia. Zaciskam przedramię na jej szyi i patrzę na ostre wcięcie tali blondynki, prowadzące dalej do szerszych bioder, pośladków, między którymi ją rucham. Słyszę, jak się dusi, dlatego luzuję uścisk. Czuję, jak rozszerzam jej dotąd dziewiczą dziurkę, a przy tym świeca z jej cipki wypada na podłogę. Cara próbuje całkowicie odepchnąć moją rękę od swojego gardła, ale wtedy chwytam za obydwa szczupłe ramiona mojej dziewczynki, które potrafię objąć dookoła dłonią. Wyginam je do tyłu i pcham ją jeszcze mocniej, na co wydaje z siebie niekontrolowane dźwięki, które podniecają mnie, jak chuj. 
   Przeklinam, po czym dochodzę w środku. Ciemne plamki pojawiają mi się przed oczami i kręci mi się w głowie, kiedy obserwuje, jak moja sperma powoli z niej wypływa. Jestem wyczerpany, lecz gotowy do następnej rundy podobnie, jak mój członek, który wciąż stoi.
   Jednak widząc bezwładnie przełożoną dziewczynę przez ten cholerny stół, tracę ochotę. Nie chce już jej krzywdzić, kiedy zauważam, jak jej nogi uginają się pod stołem. Siły blondynki wydają się zaraz pokruszyć na dobre i to sprawia, że czuję się bestialsko. Mimo, że lubię doprowadzać Care do takiego stanu to wiem, że to tylko nastolatka, która na swoje nieszczęście obłędnie mnie kręci, przez co pada ofiarą moich upodobań.
   - Jesteś wstrętny.
   Usłyszałem oskarżenie bardzo wyraźnie, po czym opuściłem mieszkanie.


   Resztę nocy spędziłem na załatwianiu interesów w paru nieszczególnych miejscach. W Dolton mieszkają moi bliżsi koledzy, z którymi musiałem nadrobić kilka spraw. Oni także propagują raczej nocny tryb życia, dlatego łatwo było się z nimi spotkać.
   - Daj kartę, Hogan! Pierwszy raz widzę, żeby drzwi otwierały się dzięki takiemu badziewiu - krzyknął Lenny, który stał pod drzwiami mojego tymczasowego apartamentu.
   Otworzył drzwi, a już po chwili widziałem w powietrzu szklaną wazę i parę długich paznokci, które ją trzymały. Lenny zareagował obronnie na atak i natychmiast pochwycił napastnika, którym okazała się oczywiście - Cara Lotty.
   Przyparł ją do ściany na co oboje pluli sobie jadem w twarz. Pewnie planowała rozbić mi to gówno na głowie... Cóż, skąd mogła wiedzieć, że natknie się na Lenny'ego, który określenie "orientuj się" praktykuje każdego dnia.
   - Wystarczy, rozejść się - wtrącam się w napiętą sytuację, wywracając oczami. - Poznajcie się. Cara, Lenny, Lenny, Cara. Ty - przechwytuje blondynkę - idziesz ze mną.
   - Nie waż się mnie dotykać! - krzyczy i potyka się o własne nogi, gdy ciągnę ją do sypialni.
   Zamykam drzwi i pozwalam się jej wyrwać.
   - Uspokój się.
   - Nie możesz mnie traktował, jak psa! Masz mnie natychmiast stąd wypuścić! To co robisz jest chore! Nie masz pieprzonego prawa trzymać mnie w tej norze!
   - Uspokój się, bo...
   - Bo co?! Znów mnie zgwałcisz? Pobijesz? Czy zamkniesz na klucz?! A może wywieziesz do innego ścierwa!
   - Tak. Zrobię wszystkie te rzeczy, jeśli zaraz się nie uspokoisz.
   - Nie mam cholernego zamiaru cię słuchać!
   - Będziesz musiała.
   - Wychodzę.
   - Mam cię rozebrać, żebyś siedziała w miejscu na dupie? Chyba, że nawet tego nie jesteś w stanie zrobić, bo ktoś cię wczoraj nieźle wyruchał. Więc zostaniesz, kurwa, tutaj i grzecznie poczekasz, zanim zawołam chłopaków, żeby się tobą poczęstowali.

Cara
   Ucichłam nie zdolna nic odpowiedzieć przez jego ciężką groźbę. Spuściłam głowę i zacisnęłam usta, próbując poradzić sobie z jego ryzykowną obecnością. Nie mam pojęcia, co mogę zrobić więcej. Tym bardziej, kiedy zaczął się do mnie zbliżać... Odruch nakazał ucieczkę, lecz nie mam dokąd. Wbijam więc lędźwie w parapet okna za sobą, zastanawiając się nawet nad jego otwarciem i wyskoczeniem. Oczywiście jestem zbyt tchórzliwa, by tak łatwo stracić życie, o które musiałam tyle walczyć...
   Już czuję jego oddech na policzku i widzę dwie czarne tęczówki, które gdyby mogły, obdarłyby mnie z ubrania lub choćby i ze skóry.
   Tak bardzo chcę, by odszedł, wyszedł, zostawił mnie w spokoju, że nie panuję nad własną reakcją.
   - Nie... - Wyciągam ręce najpierw przed siebie, by później osłonić nimi głowę i ugiąć się w kolanach. - Nie dotykaj mnie. Nie zniosę więcej.
   Zatrzymał się. Widzę tylko jego czarne buty spod długich, prostych blond włosów i pragnę zapaść się pod ziemię, gdy ta chwila ciągnie się w nieskończoność. Jego zapach znam już doskonale i mam wrażenie, że wdziera się do każdego zakamarka mojego organizmu. Oddycham nim.
   - Chodź ze mną.
   Chyba się przesłyszałam.
   - Nie zrobią ci krzywdy. Chodź. - Objął mój łokieć delikatnie.
   Zrobiłam wielkie oczy, nie kryjąc w nich oporu podszywanego strachem.
   - Ja...
   - Później sprawdzę, jak bardzo zraniłem cię w nocy.
   I znów wywlókł mnie z pokoju.
   Chcieli, żebym opowiedziała im o Suzinie, moim byłym szefie z agencji, który próbował mnie zabić, dając wpierw narkotyk w szampanie, żeby później porzucić półprzytomną w przydrożnym rowie. O tym również kazali zdać relację, a ja na tyle, na ile pamiętałam streściłam im wszystko. Mówiłam beznamiętnie i obojętnie do tego, po co były im te informacje. Najzwyczajniej stałam w kuchni i odpowiadałam na pytania czwórki mężczyzn, chcąc jak najszybciej zniknąć im z oczu. Moje myśli skupiały się tylko na tym, co jest za drzwiami. Możliwe, że stacja kolejowa...?
   Po przesłuchaniu wróciłam do sypialni. Słyszałam, jak zamykają się drzwi za jego kolegami, którzy przysporzyli mi tylko niemiłych wspomnień.
   Mój chwilowy spokój nie trwał długo. Aaron wszedł do pokoju z papierową torbą i butelką wody. Przypuszczam, że w środku kryje się jakieś jedzenie. Nie mam ochoty.
   - Zjedz coś.
   Nie odpowiedziałam. Leżałam na brzuchu, gniotąc posłanie wielkiego łóżka stojącego wśród tych ciemnoszarych ścian męskiej sypialni.
   - Muszę cię tam obejrzeć. Przeczuwam, że nie możesz siedzieć - powiedział.
   Spięłam się natychmiast, prosząc w duchu, by żartował, jak to miał w zwyczaju. Mógłby mnie po prostu postraszyć zgorzkniałym humorem, byle... jego pokaźnych rozmiarów przyrodzenie nie zadawało mi więcej bólu... Nigdy nie czułam się tak okropnie wykorzystana, nawet przy jego wcześniejszych próbach. W dodatku wiedział, jak bardzo moje ciało było nieprzygotowane na taki atak, a w szczególności te miejsca, do których wdarł się jako pierwszy.
   Usiadł na krawędzi łóżka i pociągnął mnie za łydkę w swoją stronę. Poruszyłam się nerwowo i podkuliłam nogę.
   - Wyjdź - wyjęczałam błagalnie.
   - Nic ci nie zrobię. - Znów chwycił tym razem moją kostkę i jednym szarpnięciem miał mnie pod sobą. - Tylko sprawdzę. - Przełożył mnie z łatwością przez kolano.
   Mam na sobie za dużą bluzkę z napisem I love California - choć nigdy tam nie byłam - którą podwinął nieco w górę. Do oczu napłynęły mi łzy. Następnie osunął powoli, wraz z majtkami, moje jeansy po same kolana. Wydał z siebie ciche westchnięcie. Ja jednak byłam napięta, jak struna. Wtedy poczułam, jak naciska na moje plecy silną i szorstką dłonią.
   - Musisz się wypiąć.
   Jego dłoń z pleców posunęła na moje pośladki.
   - Bardziej, Cara. - I rozchylił je, żeby zobaczyć dziurkę, którą wczoraj maltretował.
Przejechał po niej palcem, natrafiając w końcu na cipkę.
   - Wystarczy, proszę... - jęknęłam zażenowana.
   Trzymał mnie jednak mocno, przez co musiałam wytężać kręgosłup, by jak najbardziej się wypinać.
   - Nie jest źle. Jesteś bardzo ciasna, wiesz? Stąd zaczerwienienia. Powinienem to czymś posmarować.
   Oddychał ciężej.
   - Jesteś też trochę opuchnięta.
   Zapanowała cisza, którą najchętniej przerwałabym głośnym rykiem, niczym zabijane zwierzę.
   - I bardzo ciepła - dodał, zatrzymał chwilowo ręce na moich udach, po czym naciągnął na mnie ubranie.
   Następnie całkowicie przestał mnie dotykać czy też ograniczać moje ruchy. Wręcz czekał, aż opuszczę jego kolano. Uczyniłam to pospiesznie. Wstałam, nie widząc czego się spodziewać dalej. On również.
   Aaron patrzył na mnie pustym spojrzeniem czarnych, jak smoła oczu. Niekiedy są jaśniejsze... Najczęściej ciemną barwę przybierają wtedy, gdy jest zły lub podniecony, lecz teraz nie widać po nim ani jednej z tych rzeczy.
   Korzystając z tego faktu, odzywam się śmiało.
   - Wypuścisz mnie?
   Chcę wyjść. Już tyle razy odchodziłam, czy też obiecałam sobie nigdy więcej nie trafić w sidła jego krytycznej obecności, że nie wiem, czy to coś da. Za każdym razem trafiam na niego, a on mnie niszczy, tłamsi od środka i... przywiązuje do siebie, jednocześnie pożerając mój sprzeciw, jakby w ogóle nie istniał, jakby właśnie on go pobudzał do robienia wszystkiego wbrew mnie.
   Najgorsze jest jednak to, że zaczynam klimatyzować się z jego chorą osobowością. Zaczynam myśleć, że tylko tacy ludzie mogą mnie otaczać, z racji tego, że sama jestem popierdolona. Ojcobójczyni, uciekinierka, poszukiwana, striptizerka, a w końcu ofiara Aarona Hogana. Nie zasługuję na nic dobrego.
   - Nie.
   - Co? - pytam mimo wszystko z niedowierzaniem.
   - Staram się ci pomóc.
   - Gwałcąc mnie i trzymając tutaj wbrew mej woli?
   Spuścił głowę. Jego umięśniona klatka piersiowa unosiła się i opadała powoli, a wyrzeźbione bicepsy opinały krawędzie rękawów koszulki. Nagle zaczęło interesować mnie, jak walczy. A widziałam, na czym polega jego zajęcie. Przypomniałam sobie straszne widoki łamanych kości, grymasy zawodników i usatysfakcjonowany tłum gustownie ubranych ludzi pod sceną. Zaczęło mnie zastanawiać, jak szybko potrafiłby zabić mnie siłą swojego ciała. Wiem, że jest bezwzględną maszyną do robienia krzywdy innym i czuję, że doznałam tylko namiastki tego, co tak naprawdę mógłby mi zrobić.
   Ta myśl utyka w mojej głowie i nie chce jej opuścić, kiedy wciąż przyglądam się jego mięśniom.
   Nie wiem do końca, dlaczego to robię, ale idę w jego stronę. Nie widzi tego, patrzy w podłogę. Kroki stawiam pewnie, lecz powoli i zatrzymuję się milimetry przed nim. Unosi głowę. Stoimy twarzą w twarz. Pozwalam, by jeszcze raz odurzył mnie zapach jego perfum. Pozwalam, by patrzył mi w oczy, by uderzał oddechem o mój policzek. Odczuwam tak skrajne emocje - pragnę go uderzyć, zniszczyć, całować, uciec, przekląć... - że nie wiem od czego zacząć, więc po prostu stoję w miejscu.
   Aaron patrzy na mnie intensywnie, patrzy jak nigdy wcześniej. A ja nie wiem, dlaczego na to pozwalam. W tym momencie jedyne czego chcę, to upajać się widokiem jego teraz tak wiele mówiącym spojrzeniem. Widzę jego wahanie. On nigdy się nie waha. A jednak dostrzegam nagie emocje tryskające z jego źrenic.
   - Cara...
   Nie chcę odpowiadać. Chcę, by on mówił i odkrył całą prawdę o sobie.
   Ale...
   Ale on wychodzi z sypialni, a później z mieszkania, zostawiając po sobie jedynie ulatniający się zapach perfum.
  

 ~***~
Heh, a więc... Witajcie. 
Powinnam przepraszać na kolanach za tak długą nieobecność, jednak ograniczę się tylko do jednego słowa - przepraszam - ponieważ nie obiecuję poprawy. 
Piszę, gdy najdzie mnie chęć i wena, gdyż tylko wtedy sprawia mi to najwięcej przyjemności. Bez tego nici. Przez to rozdział tworzy się miesiącami, podczas gdy ciągle coś zmieniam i dopisuję. 
Oczywiście nie zasługuję na pozostawienie przez Was jakiegokolwiek śladu. Jednak, gdybyście mieli ochotę... dajcie znać, czy mam jeszcze dla kogo pisać. 
Także przepraszam za moje zaniedbania, ale, proszę, wpadajcie tu co jakiś czas ;)
Pozdrawiam gorąco!
 

3 komentarze:

  1. Ja wpadam co jakiś czas i sprawdzam, czy nie ma czegoś nowego :D Lubię to, jak piszesz ^_^
    A ten rodział... wowowowowow, taki mroczny i wowowow, nie wiem, co powiedzieć.
    Pisz dalej, ja będę czekać ^_^

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też tu jestem i czekam:-D

    OdpowiedzUsuń